Wczoraj umarł Luke Perry.
Naprawdę nie umiem opisać czym dla mojego pokolenia był ten serial, z jakim nabożeństwem oglądałyśmy z siostrą każdy jego odcinek, jaką wizję życia nam sprzedawał i ile godzin spędziłyśmy omawiając z detalami perypetie sercowe bohaterów oraz decydując kto był większą suką – Brenda czy Kelly. To był taki Breaking Bad i Jesse Pinkman (w sensie wpływu na resztę życia) tamtej ery i naprawdę nieważne, że zapewne nie przetrwał żadnej próby czasu i że zapewne z trudem da się go dzisiaj oglądać bez chowania głowy pod poduszką i rumieńca zażenowania. Zresztą może nie, who cares.
Nie mam żadnej koleżanki z tamtych czasów (łącznie z tymi, które odżegnywały się od popkultury i co roku jeździły na festiwal do Jarocina), która nie kochałaby się wtedy w Dylanie, bo Dylan ucieleśniał wszystko. Każde nasze nastoletnie wyobrażenie o księciu z bajki i każde (niezbrukane nieznaną nam natenczas prawdą o związkach) marzenie o idealnej miłości na całe życie. BH90210 było pierwszym prawdziwym („Dynastii” nie liczę) oknem na świat i z odcinka na odcinek kopary nam opadały na widok olukrowanego życia hamerykańskich naszych rówieśników, tak odległego od siermiężnej, polskiej, postkomunistycznej rzeczywistości, od słomianek na ścianach, plakatów z Bravo i od śmierdzących sal gimnastycznych w poznańskich liceach. Sale gimnastyczne w Beverly Hills śmierdzieć nie mogły, to było oczywiste. Wierzyłyśmy wtedy we wszystko jak leci, bez żadnych zastrzeżeń. Świat nie miał dla nas granic, wszystko się mogło zdarzyć, miałyśmy po 17 lat, kwiaty we włosach potargał nam wiatr, a towarzyszące naszym marzeniom o idealnej reszcie życia różowe jednorożce, srały tęczą.
I wybaczcie, ale nie przyjmuję gładko i bezstresowo do wiadomości, że umiera mój ex idol, starszy ode mnie o raptem 7 lat. Who’s next? E.T? Alf? Bolek i Lolek? Kulfon? WTF. Kurwa. To nie jest śmieszne. PM ma 51 lat. Wokalista The Prodigy miał 49.
Człowiek nie może się oprzeć wrażeniu, że coś czego trzymał się kurczowo przez dekady, co zdefiniowało jego światopogląd i współstworzyło jego tożsamość, zaczyna powoli wymykać mu się z rąk, nieuchronnie prześlizgiwać się między palcami i na 100% wiadomo, że to co uciekło nigdy już nie wróci, świat po którym chodził Luke Perry nigdy już nie okrąży słońca ani nawet nie zrobi pojedynczego obrotu wokół własnej osi. Im rozpaczliwiej pragnie się ten przeciekający przez palce czas i postępujący proces utraty przeszłości zatrzymać, tym bardziej kpią sobie one z naszych wysiłków
Tak jak nigdy do końca nie ogarnęłam, że umarła Joanna Chmielewska. Raz na jakiś czas przypomina mi się ta wiadomość i za każdym razem tak samo smutno mnie zaskakuje. Nie wiem czy potrafię to opisać, bo nie wiem czy to w ogóle ma sens. Że kogoś kto „towarzyszył” mi większość życia już nie ma, a ja się czuję tak, jakby on ciągle był. „Autobiografia” Chmielewskiej jest jedną z najbardziej zaczytanych przeze mnie książek wszech czasów, opisane w niej fakty z jej życia znam na pamięć i na wyrywki, lepiej niż historie i epizody z życia własnej rodziny, więc tym bardziej nie mogę jakoś do końca tej wiadomości przetrawić i się z nią pogodzić, mimo że od śmierci autorki minie w tym roku 6 lat (kurwa, po co to sprawdzałam, po co)
I co teraz. Strach się budzić i włączać TV. Bo kto będzie następny i kiedy? Kmicic? Rysio Ochódzki? Może Carrie Bradshaw, co? A może Meredith Grey?
Mam wrażenie, że wszystko co człowieka spotyka między 12 a 18 rokiem życia zostaje już wdrukowane w głowie na zawsze. Nieważne czy jest to Dylan McKay, czy Kajko i Kokosz czy guma do żucia Donald. Potem jeszcze doczytałam, że Dylan urodził się w 1974 roku, więc ma (miał) tyle lat co ja. Oraz: „Dylan to postać, która miała najwięcej niepowodzeń, rozczarowań i problemów w życiu, mimo tego na koniec wyszedł na prostą. Ostatni odcinek wskazywał na to, że Dylan znów zejdzie się z Kelly i wreszcie będzie szczęśliwy”.
I co? I gówno.
Miało być tak pięknie, a było jak zwykle i zamiast różowego jednorożca ostał nam się ino sznur.
RIP Luke, będę bardzo tęsknić.
będę tęsknić i ja, wszystko co napisałaś, to moje odczucia,no może poza jednym- oglądałabym i teraz BH90210 bez zażenowania i dałabym wiele, by mieć na własność całe 10 sezonów (nie ma ich w całości NIGDZIE) ech… RiP LUKE/DYLAN
PolubieniePolubienie
Pięknie napisane, kochałam Dylana, w sumie, jak się dobrze skupię, to przecież kocham go nadal. Strasznie jest mi smutno 😦
PolubieniePolubienie
Do niedawna byłam przekonana,że śmierć dotyka tylko idolów moich rodziców. Teraz złapałam się na tym, że zaczęły umierać osoby które były idolami dla mnie. Czyli co? Zbliżam się do granicy gdzie zacznie umierać moje pokolenie? chyba nawet bardziej niż smutna jestem zdziwiona – to już?…
PolubieniePolubienie
Do dziś nie potrafię przyjąć do wiadomości śmierci Pratchetta. Na przeczytanie jego ostatniej książki zdobyłam się dopiero 5 miesięcy temu. Poryczałam się już na drugiej stronie…
A tak w ogóle: coś mnie dziś tknęło, zeby wyguglać „Sistermoon gotuje” i tadam! wyrzuciło mi też blog, który wziął i zmartwychwstał 🙂 Ok, nie „coś”, a placek z owocami, który sobie spisałam daawno temu i w pierdolniku kolejnych przeprowadzek gdzieś karteczke wcięło. I pacz pani, w końcu jakaś korzyść z ciężko popieprzonego rynku wynajmu w Dublinie.
I pomysleć, że jak kieeedyyyyś czytałam blog Sistermoon, to nawet mi przez myśl nie przeszło, że już za niecałe dwa lata sama będę ginesa, sajder i dżejmsona łoić.
PolubieniePolubienie