W piątek w Irlandii nastąpiło pospolite ruszenie, które po raz kolejny udowodniło, że naród Wyspiarzy – w kwestiach istotnych – potrafi się zebrać do kupy i podjąć ważne i wiążące decyzje.
25 maja 2018 odbyło się referendum, które dotyczyło usunięcia z konstytucji tzw ósmej poprawki – która zrównywała prawo do życia kobiety i nienarodzonego dziecka, czyli – w praktyce – dotyczyło legalizacji aborcji.
Głupi, ciągle nawaleni Irlandczycy – wstali i poszli. Ci którzy mieszkają za granicą – wsiedli w samoloty i promy i przylecieli, często tylko na ten jeden dzień (Irlandczycy nie mogą głosować poza Wyspą), żeby podjąć decyzję na tak lub nie. Frekwencja wyniosła ponad 63%, co za każdym razem, gdy o tym pomyślę, wywołuje we mnie nową falę podziwu i wzruszenia.
Jako matka trzech córek z irlandzkim obywatelstwem, z duszą na ramieniu czekałam na to co się w piątek wydarzy. Bo niestety (i być może wielu z Was zmartwię lub rozczaruję), – nie wzrusza mnie serduszko, które zaczyna bić w 8 tygodniu. Rozpierdala mnie natomiast na kawałki historia matki bliźniaków, której wody odeszły w 18 tygodniu – ale serca dzieci wciąż biły więc ok było pozwolić im umierać powolną śmiercią – bez wód płodowych. Ok było pozostawić w macicy obumierające łożysko, po tym jak jedno z dzieci już umarło, ale serce drugiego wciąż biło. Ok było czekać aż matkę zaatakuje sepsa – bo dopiero wtedy irlandzcy lekarze mogli zacząć interweniować. Nic nie jest nigdy czarno białe i mam pełną świadomość tego, że usunięcie ósmej poprawki oznacza również tysiące aborcji na żądanie do 12 tygodnia. Ale w moim świecie – żyjąca matka już narodzonych i chodzących po świecie dzieci (kobieta z historii powyżej miała 8-letnią córkę w domu) zawsze będzie wyżej na liście priorytetów niż jej nienarodzone, a i tak skazane na śmierć dziecko. Napisałam na fejsie, że nawet gdybym nie miała wyrobionego w tym temacie zdania – ta jedna, jedyna historia sprawiłaby, że poszłabym zagłosować na TAK. Tak, usuńcie ósmą poprawkę. Tak, matka i jej nienarodzone dziecko nie mogą mieć tych samych praw, w sytuacji, jak ta powyżej. Jestem matką. Jestem matką bliźniaków. Moje córki są – na obecnym etapie swojego życia – całkowicie uzależnione ode mnie emocjonalnie, moja śmierć lub odejście rozwaliłabym im całe życie. Wpłynęłaby na wszystko, być może na ich przyszłe dzieci również. Tak, ja jestem w tej sytuacji ważniejsza niż moje potencjalne dziecko w brzuchu.
Największy szacunek i podziw czuję dla tych kobiet, które – przeciwne aborcji jako takiej – poszły zagłosować na tak. Żeby ratować kobiety w sytuacji, gdy ich życie jest zagrożone i one tego ratunku potrzebują. Wiele takich wypowiedzi czytałam, gdzie radości ze zwycięstwa nie było. Gdzie z przyznania się do głosu na YES przebijała gorycz, żal i smutek. Żadna z nich mnie teraz nie usłyszy, ale chcę im podziękować. Za to że pozwoliły aby w przyszłości ktoś chciał ratować życie moich córek, jeśli będzie ono zagrożone, a one będą w ciąży.
Pamiętam jak obudziłam się w sobotę rano i pomyślałam, że jestem wdzięczna, że Irlandia pokazała całemu światu, że jej stosunek do kobiet uległ przez raptem 30 lat tak diametralnej zmianie. Że można. Że da się. Że trzeba bardzo chcieć i w głębi ducha doskonale wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Nie o bijące w 8 tyg serce. Nie o aborcje na żądanie. Poczytajcie sobie o pralniach sióstr Magdalenek. O zbiorowym grobie w Tuam, koło Galway, gdzie pochowano 796 dzieci w wieku od 2 dni do 9 lat. W szambie. Zakonnice wrzucały dzieci do szamba. Poczytajcie sobie o kraju, w którym do 1995 roku kobieta nie mogła uzyskać legalnego rozwodu od męża, który ją bił i gwałcił, a zrozumiecie jak ogromny mentalny postęp nastąpił u ajriszów, że nagle, któregoś cudownie pięknego majowego dnia, ruszyli swoje dupy i gremialnie poszli zmienić los każdego następnego pokolenia kobiet. Na lepsze. Tak samo jak 3 lata temu zezwolili na jednopłciowe małżeństwa bo uznali, że najważniejsze jest to, żeby ludzie się kochali.
To nieprawda że urodzenie dziecka zmienia całkowicie całą percepcję postrzegania macierzyństwa i ja jestem chodzącym tego przykładem. Nie liczcie na to, że kobieta która nie chce dziecka i zachodzi w niechcianą ciąże (tematu gwałtu już celowo w ogóle nie poruszam), po jego przyjściu na świat wpadnie w euforię i zacznie kochać wszystkie dzidziusie oraz bić się w piersi że jak mogła być tak głupia i swojego dzidziusia nie chcieć. To tak nie działa. Julka była zaplanowanym, wyczekanym i chcianym dzieckiem, a i tak następnego dnia po porodzie (i wiele, wiele dni potem) każdą moją pierwszą myślą było to, żeby ktoś cofnął czas i ją zabrał – bo ja się jednak rozmyśliłam.
Grabaż śpiewał, że żyje w kraju w którym wszyscy chcą go zrobić w chuja a ja okazało się, że żyję w kraju w którym ludzie nie mają w dupie i GOD ICH BLESS.
Żyję w kraju w którym jeśli moje córki będą chciały wziąć ślub z kobietą to nikt im tego nie zabroni i w kraju który nie odebrał im prawa do decydowania o sobie samej.
„Mamo, zanim mi opowiedziałaś o chorych dzidziusiach i o tym że ich mamy też mogą umrzeć byłam na „nie” (bo ktoś mądry jej powiedział jej że głosując na tak głosuje za mordowaniem bejbisów), ale teraz zmieniłam zdanie. Zawsze będę walczyć o prawa kobiet”.
I tak macie rację, zindoktrynowanałam biedne, jedenastoletnie dziecko. Zrobiłam to z premedytacją żeby w przyszłości nikt nie mógł jej do niczego zmusić, żeby wiedziała że ma prawo do bycia autonomiczną jednostką, że nikomu nie wolno klepać jej po tyłku, poniżać, wpędzać w poczucie winy, zakazywać lub zmuszać do robienia czegoś, na co nie ma ochoty.
W Irlandii w piątek panowała taka atmosfera jakby referendum dotyczyło odzyskania niepodległości. I taka prawda – irlandzkie kobiety ją odzyskały. Frekwencja, wyniki, ogólnonarodowe emocje i wzruszenie wyraźnie świadczyły o tym, że głosowanie wykraczało daleko poza ósmą poprawkę i było próbą wynagrodzenia kobietom, wszystkich krzywd, których przez dekady na Wyspie doświadczały.
I jeszcze Morgan Freeman. Kolejny oskarżony o molestowanie. Po pierwotnym szoku, bo przecież taki fajny, dobry i szlachetny (i tyle lat przesiedział w tym Shawshank), pomyślałam sobie – i bardzo kurwa dobrze. Niech to się dalej dzieje. Niech wychodzi na jaw, nabiera rozgłosu, niech ośmiesza tych małych fiutków, którym przez lata się wydawało, że głupie teksty lub niejednoznaczne gesty były ok i nikomu nie robiły krzywdy. Niech nie znają dnia ani godziny, aż się nie nauczą, że „nie” oznacza „nie” i nic innego.
W międzyczasie okazało się że czternastolatkę zamordował jej kolega ze szkoły – trzynastolatek. Zdezorientowana Julka pyta „mamo to co mam robić, nie ufać nikomu???”
Więc jeśli macie dla niej jakąś sensowna odpowiedź to dajcie mi znać. Bo ja nie mam.