Dużą część swojego dorosłego życia spędziłam na przekonywaniu ludzi że tak naprawdę, w środku, jestem kimś innym i dużo fajniejszym, niż się to wszystkim wydaje na zewnątrz.
Nie wiem co ze mną jest nie tak, ale scenka rodzajowa z ubiegłego tygodnia wiele wyjaśnia.
Siedzę w kuchni i obsypuję kaczkę majerankiem, co nie jest takim prostym zadaniem, bo cholerny majeranek jest lekki jak piórko i beztrosko usiłuje zostać Ikarem i odlecieć w stronę zachodzącego słońca, nie zważając na to, że w jego promieniach się spali i będzie niesmaczny.
Dzwonek do drzwi, PM otwiera.
Za chwilę krzyczy: “Kto jest naszym dostawcą elektryczności?”.
Tłumię przemożną chęć odkrzyknięcia, że dzieci, które za karę pedałują całą dobę na generujących prąd rowerkach – i uprzejmie odpowiadam, że firma XYZ.
Minuta ciszy.
“Możesz tu przyjść, na chwilę?!”
Idziemy zatem, ja, kacza noga i majeranek.
Za drzwiami pan sprzedawca prądu. Znam ich na pamięć. Wiem co chce powiedzieć. Nie mam na to czasu. Odganiam się zatem od skłębionych wokół dzieci kaczą nogą, rozsiewając wokół przeklęty majeranek i z przepraszającym uśmiechem na twarzy informuję, że thank you, but we are not interested.
Pan mnie nie zna, plus jest na pewno po wielu szkoleniach z cyklu jak dilować z trudnym klientem, więc całym swoim body language usiłuje mnie powstrzymać przed zamknięciem drzwi, na co odpowiadam lekko dobitniej, ze ale nadal, naprawdę, BARDZO uprzejmie: NO. WE. ARE. NOT. INTERESTED. I’M SORRY.
I wracam z kaczką do kuchni.
Za mną przychodzi PM i mówi z przyganą: MOGŁABYŚ BYĆ MILSZA, NAPRAWDĘ.
No kurwa.
Byłam miła, przysięgam. Może miła inaczej, ale męża, który zna mnie od ponad dekady, nie powinno to aż tak dziwić.
Co miałam zrobić? Zaprosić pana do środka i przy kawie oraz WZ-tce tłumaczyć, jak dziecku, że znam na pamięć ceny jakie oferuje on i cała konkurencja na rynku? Że nie dalej jak tydzień temu odnawiałam swój kontrakt z dotychczasowym dostawcą upewniając się, że daje mi najlepszy rabat na rynku? Że prowadzę w excelu spreadsheeta z prognozą wydatków na 12 mcy do przodu, a w kalendarzu mam ustawione przypomnienia z kim i kiedy renegocjować umowy, tak aby ceny za świadczone usługi nie wzrastały? Że mam doktorat z zarządzania finansami piecioosobowej rodziny i potrafię na jej utrzymanie wydać mniej, niż wydawałam na kremik do ryja, będąc singlem?
Majeranek sypał się z kaczki, nie miałam na to wszystko czasu. W zamian za to wyszło, że jestem niemiła, trudno.
Nie, broń boże, asertywna, NIE NIE.
Ten pan był przecież taki biedny, a ja go tak potraktowałam. PM w jego oczach widział jak mu przykro.
Ludzie.
Szczerze mówiąc coraz częściej jestem tym zmęczona. Przekonywaniem jaka jestem naprawdę. Udowadnianiem na siłę, że hej, jestem miłą i fajną osobą, tylko zostałam przez naturę obdarowana wyrazem twarzy, który odstrasza dzieci, staruszki i wszystkie psy w okolicy. Że jeśli mówię krótko NIE, to naprawdę znaczy tylko, że czegoś nie chcę lub nie potrzebuję, a nie że biorę udział w fejsbukowym challangu na zepsucie humoru jak największej liczbie przedstawicieli handlowych i ekspedientek w sklepie.
Jak mam inaczej uczyć córki nie wyrażania zgody na to, co im nie pasuje? Na chłopaka, który będzie chciał je pocałować wbrew ich woli, na pracodawcę, który nałoży im na barki ponadwymiarowy zakres obowiązków lub na koleżankę, która bez umiaru będzie prosić o popilnowanie przez chwilę swojego dziecka, w trakcie której to chwili zwiedzi Mauritius, pójdzie na kurs robienia tipsów i weźmie udział w przesłuchaniach do “Mam Talent”.
“Pamiętaj dziecko, najważniejsze żeby drugiej stronie nie było przykro?”.
Nie. Nie i już.
Mam prawo powiedzieć nie i nie czuć się z tego powodu winna. Mam prawo – od tego w ogóle zacznijmy – dokładnie wiedzieć czego chcę, bez konieczności wysłuchiwania argumentów, które miałyby mnie nakłonić do zmiany zdania. Nie, nie jestem uparta jak osioł, bo zdanie zmieniam często. Najczęściej po wielogodzinnych przemyśleniach, popartych – jeśli trzeba – odpowiednim reaserchem. Nigdy dlatego, żeby komuś nie było przykro.
Jeśli dziś nie wygonię pana z prądem, to jutro przyjdzie pani z kablówką. Nie szkodzi, że zajmie mi tylko 10 minut. Przez te 10 minut przeczytam wieczorem dwa rozdziały książki albo poćwiczę brzuszki. Ok, nie poćwiczę, dobra. Połowę z tego czasu spędzę przed otwartą lodówką, zastanawiając się co mnie skłoniło do wstania z sofy, pójścia do kuchni i zajrzenia do niej, drugą połowę będę walczyć z korkiem od butelki do wina. Whatever.
Nauka mówienia NIE nie zaczyna się od odrzucania, propozycji bycia drugą Lindą Evangelistą, złożonej przez łowcę talentów, który przypadkowo wsiadł do tego samego tramwaju, tylko od próby odmówienia komuś, kto bardzo chce nas do czegoś przekonać.
Ile razy – jak mój mąż – ustąpimy bo nie chcemy kogoś urazić. Nie chcemy żeby ktoś pomyślał, że jesteśmy źle wychowani. W końcu – zgodzimy się tylko po to, żeby ktoś dał nam spokój..
Ile razy potem tego żałujemy?
Ile razy, Czytelniczko?
Boże, nawet nie wiesz jak długo próbuję być tak asertywna. Całe życie ktoś za mnie wszystko załatwiał (dokładniej starsza siostra) i nikt nie wie, jaką krzywdę mi tym wyrządził, bo teraz naprawdę ciężko mi się tego nauczyć. Mam nadzieję, że przyjdzie mi to z wiekiem 🙂
super post,
pozdrawiam,
Nowa czytelniczka 😉
PolubieniePolubienie
Every single time!
PolubieniePolubienie
Uważam, że jestem mega miła i kompletnie nieasertywna, czego gorzko żałuję przynajmniej raz dziennie, ale propozycje od dostawców energii, kablówki i WWF stojących na moim progu kwituję czarującym uśmiechem i „dziękuję, nie jestem zainteresowana”. Kiedyś tłumaczyłam się, opowiadałam szeroko o zadowoleniu z aktualnych ofert itd., teraz mam w pompce. Szkoda czasu, tak mojego jak i naprożnego.
PolubieniePolubienie
Kurczę, masz rację. Nieuprzejme byłoby: „Nie, nie chcę, ty głupia stara ruro i weź idź umyj zęby, bo ci wali z ust”. „Nie, dziękuję bardzo” to po prostu odmowa, bardzo uprzejma przecież.
Ja też nie chcę mieć wyrzutów sumienia, otworzyłaś mi oczy.
PolubieniePolubienie
Oj duzo razy ale pracuje nad soba…
pozdr
M
PolubieniePolubienie
Żałuję że nie przeczytałam tego tekstu jakieś 20 lat temu,kiedy kształtował się moj charakter. Byłoby mi latwiej żyć. Love u ad always 😀
PolubieniePolubienie
obcym mówię „NIE” raz
jeśli próbują dalej, dla mnie to znak, że nie są warci nawet mojego splunięcia
w piździe mam ich komfort psychiczny, skoro oni za nic mają mój
z ludźmi, których znam jest nieco inaczej
czasem mówię dlaczego odmawiam, bo uważam, że tak jest kulturalniej
w sensie, że kumpeli odpowiadam: nie, nie zrobię tego za ciebie, bo zwyczajnie próbujesz mnie wrobić w swoją robotę, a nie nie masz czasu
i co najlepsze, to to działa
nawet rzadko już się obrażają
śmieję się, że wyrobiłam sobie markę 😉
PolubieniePolubienie
Dodaję ten tekst do ulubionych i będę czytała codziennie.
PolubieniePolubienie
Jezus, ten mus „bycia milym”, oszalec mozna.
Bycie milym jest przereklamowane, I robi powazne kuku w glowie.
Dlugo sie potem z tego wychodzi…
PolubieniePolubienie