Wokulski

Trudno coś napisać, trudno nic nie powiedzieć.

Serce boli, dusza z trudem oddycha. Może z ulga, nie wiem. Ze w końcu nadszedł armagedon, którego podświadomie oczekiwałam. Bo nie nie da nie przeżyć życia bez upadków. Nawet jak postanowimy nigdy nie wychodzić z domu, żeby nic złego nas nie spotkało, to i tak we własnym domu potkniemy sie o wieże z klocków lego i jebniemy głowa w kant biurka lub rant umywalki.

Nadal nie potrafię pisać zle o moim mężu bo a) wciąż jest moim mężem b) jest ojcem moich córek c) piętnaście lat malzenstwa to nie w chuj dmuchał i nie da sie tego wykasować d) internet nie zapomina e) kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem.

A poza tym chyba go rozumiem.

Sama nie wiem co jestem taka wyrozumiała. Zdecydowanie w życiu przekracza sie w którymś momencie Rubikon wszystkowiedzenia, do brzegów którego wszystko zawsze było czarno białe i jednoznaczne. Najpierw dzieci nam udowadniają, ze nic nie wiemy o niczym i ze nasze wymądrzanie sie na temat ich wychowania można dać świstakowi do zawinięcia w sreberko, bo żadna metoda wychowawcza ani pobłażliwy komentarz, który zamieściliśmy pod wpisami nie dających rady matek nijak, w zaciszu naszych własnych 4 ścian, nie zdaja ani egzaminu ósmoklasisty ani matury korespondencyjnej ani nawet niezapowiedzianej kartkówki z ZPT.

5a72c51f6dca6_o

Potem dzieci dorastają i nagle sa mądrzejsze od nas. I wtedy do głosu dochodzą partnerzy, wypaleni wspolmalzonkowie, którzy pod latach zmieniania pieluch oraz odpowiadania na zadawane 300 x dziennie pytanie CO NA OBIAD wymiękają do tego stopnia, ze zaczynaja wierzyc w everlasting love z happy endem na drugim końcu tęczy. Nie z nami ofkors, bo my zmarnowaliśmy ich życie i potencjał. Mogli zostać drugim Malyszem, Lewandowskim, influenserem na IG lub Barakiem Obamom. Mogli wszystko, ale zycie niewiadomo kiedy przeminęło. I ja to wszystko rozumiem, bo moje życie przemijalo symultanicznie, tylko nie miałam czasu tego rozkminiać bo praca, bo rachunki, bo wszystko. Oraz i przede wszystkim bo jestem odpowiedzialna za to, co oswoiłam. A oswoiłam kilka osób i kota.

Jest ta piosenka Anny Jantar. Ze nic nie może przecież wiecznie trwać. Och jak ja nie moglam jej słuchać. W jakiż stres wpadałam słysząc, ze co zesłał los trzeba będzie stracić.

I jest tez taki cytat ze znanej polskiej komedii. Ze teraz bym kurwa nie mial reki, która chciałem sobie dać za kogoś uciąć.

To jest w tym wszystkim najtrudniejsze i najsmutniejsze. Nie czyn, tylko kłamstwo. Nie subtelne i w białych rękawiczkach, tylko chamskie, ordynarne, grubymi nićmi szyte i prosto w oczy. No wypisz wymaluj, jak Dzesika Mercedes co sprzedawala tshirty Fruit of the Loom jako swoje, kasując za nie po dwieście pindziesiont. Kłamstwo, po którym czułam sie jak niepoczytalna wariatka z mania prześladowcza, do momentu gdy odkryłam prawde.

Bo, oczywiście, tam gdzie jest prawda, tam również jest klamstwo.

Zawsze jest. A jak go nie ma, a intuicja mówi ze jest, to trzeba po prostu dobrze poszukać. Bo intuicja – w przeciwieństwie do jebniętego serca i racjonalnego rozumu – nie jest kretynka, która bardzo chce komuś uwierzyć, bo przecież ten ktoś NAS by nie oszukał. Nie w tak ważnej sprawie. Intuicja w dupie to ma. Tłucze młotkiem, dzwoni alarmami i nic jej nie obchodzi, ze przecież ten ktoś NIGDY NIE KLAMAL i ze może zaufajmy mu jednak. I nie obchodzi jej, ze wolimy nie wiedzieć. Intuicja ma na uwadze nasz najlepszy interes i wie ze czasami należy ujebac zarażona gangrena reke, zwyczajnie, żeby przeżyć. Dlatego słuchajcie intuicji. Zawsze, ale przede wszystkim wtedy, gdy podpowiada wam to czego wcale nie chcecie usłyszeć .

Po czymś takim jest zwyczajnie smutno. I długo nic. I znowu smutno. Człowiek sie czuje jak Wokulski, który w pociągu do Paryża podejrzał jak panna Izabela flirtuje z Kazikiem Starskim. I szuka mentalnych szyn żeby sie polozyc i nie pamiętać. Najgorsze na początku sa te pierwsze chwile po przebudzeniu. Gdy przez kilka sekund nic sie nie pamięta i można udawac, ze wszystko jest tak jak było.

Potem przychodzi refleksja, ze o zdrowie psychiczne należy dbac wtedy gdy jest najbezpieczniej i gdy jesteśmy w samiutkim środku swojej strefy komfortu. Gdy jest mięciutko i przytulnie. Tak jak dżemik z truskawek robimy w czerwcu i lipcu, a nie w październiku. I możemy go wyciągnąć i zjeść jak spadnie śnieg i nas zasypie, zamiast szukać w panice sklepów z dżemikami online i przepłacać za coś, do czego latem wystarczyło dodać cukru i zamieszać.
W ogóle im więcej o tym myślę, tym bardziej do mnie dociera, ze cale życie byłam tym Wokulskim.

Teraz nie wiem co dalej. Szukam znaków i drogowskazów, ale żadnego nie widzę. Facebook memem podpowiedział, ze skoro w ciemności nie widać światła, to może sami jesteśmy tym światłem. W sensie, ze może ja jestem tym drogowskazem.

Tylko jak odczytać, gdzie prowadze.

***************

To powyżej napisałam kiedyś tam, bardzo, bardzo dawno.

Od tamtego czasu znowu wszystko sie przewałkowało i pozmienialo. Nie wiem na lepsze czy gorsze.

Powiedzmy, ze na inne.

Niby czas leczy rany, a ludzie sobie wybaczaja, ale w praktyce to takie pierdolenie. Naprawdę w którymi momencie przychodzi taka totalna załamka życiem i ludzmi. Wszystkie klapki spadają z oczu, traci sie zludzenia w każdej sprawie. Może to jest taki breaking point i potem albo dalej sie żyje w zgorzknieniu i z pretensjami do losu, albo sie adaptuje podejście „jebac to” i koncentruje na sobie.

Najwiecej siły w ostatnich miesiącach dala mi Anna Lewandowska ze swoimi treningami, gdzie na początku w trakcie sesji powloczylam każda czescia ciala, a po pol h z jej ćwiczeniami leżałam nieruchomo na macie ochnascie kwadransów, w formie mokrej plamy. Po 30 dniach, z jej 72-dniowego wyzwania, stwierdziłam ze o kant dupy to wszystko potłuc i gowno to wszystko daje. Caly ten wysilek. Po co to komu. Po czym nagle cos kliknelo. Przestalam rzezic i potykać sie o własne nogi, zaczęłam ziewać w trakcie pajacykow, w trakcie których zawsze dotąd wykręcałam 911 żeby powiadomić operatora, ze zaraz umrę.

I wiem co ma sens. JA MAM SENS. Wszystko co robie DLA SIEBIE ma sens. Im więcej wysilku, tym więcej sensu, byle ten wysiłek był ukierunkowany NA SIEBIE. Maska tlenowa tez najpierw dla siebie. Bardzo pozno dochodzi sie do tych wnioskow, bo cale zycie nas ucza, ze inni, ze dzieci, rodzina, maz, pranie, kariera, rachunki. NAS KOBIETY TAK UCZA. Jakimś cudem prawie wszystko jest w naszym zakresie obowiazkow. Kiedy, jak i dlaczego? Za co?

Na razie mam etap zgorzkniałej staruszki. Nie popędzam go (tego etapu) ani nie lacze sie z energia drzew, żeby zaakceptować zycie jakim jest. Chwilowo sie nie zgadzam i nie akceptuje. Cale zycie żyłam w zgodzie z sumieniem, honorem (i ojczyzna) i wewnętrznym moralnym kompasem i nic mi z tego nie przyszło, oprócz żalu, ze inni nie żyli tak samo. I ze trzeba było korzystać z zycia, a nie sie poswiecac i być szlachetna oraz prawdomowna.

Wciąż boje sie tego co przyniesie reszta tego roku, nawet jeśli wydaje mi sie, ze jestem na każda okoliczność w miarę przygotowana. Wciąż opłakuje EURO 2020, mimo ze do kolejnego juz mniej niż 300 dni. Wciąż mi smutno, ze znów nie pojechałam do Portugalii. Wciąż mało mnie cieszy. Wciąż nie wiem co wymyślić żeby moc na cos czekac i poczuć choc cześć ekscytacji, jaka mi w poprzednim życiu towarzyszyla…