Zauważyliście, że wszystkie kobiece przełomy zaczynają się od M?
Menstruacja, macierzyństwo, menopauza.
Miłość. M jak miłość.
I każdy z tych przełomów sprawia, że kobiety zaczyna się postrzegać jako niepoczytalne wariatki. Przed okresem nam odbija, po urodzeniu dzieci wpadamy w depresję, na starość nam odwala. Miłość sprawia, że głupiejemy. Nasze hormony są jak upiory, prześladują nas całe życie.
Siwe włosy mnie omijają bo wciąż je farbuję (plus mój naturalny kolor to i tak piękna siwa mysz), zmarszczki snu mi z oczu (jeszcze!) nie spędzają, ale pierwsze uderzenie gorąca, ooooo, to jest hardkor, powiadam Wam. Zwłaszcza jak zaraz po pierwszym przychodzi drugie. A potem w nocy nagle budzę się zlana potem i myślę bożę jakie to lato gorące, ale nie, w sierpniu, w nocy, w Dublinie jest już tylko 11 stopni, więc leżę taka spocona, serce mi wali jak po maratonie i czuję jak upiory dosięgają mnie swoimi lepkimi mackami i debatują nad moim łóżkiem jak i kiedy najlepiej zatruć mi życie. Rozpiskę sobie robią w notesikach, który kiedy będzie miał dyżur i o której będą przerwy na kawę.
Pamiętam jak moja mama skończyła 44 lata. Pamiętam, bo upiekłam jej na urodziny placek, na którym z rodzynek (rodzynków?) ułożyłam czterdzieści i cztery. Nie uważałam wtedy mojej mamy za starowinkę, wręcz przeciwnie. Była szczupła, naturalna, ładna i wiele osób komplementowało ją stwierdzeniem, że wyglądamy jak siostry ❤ (inna rzecz, że ja zawsze wyglądałam na plus 10 więcej, z czego oczywiście na tamten czas byłam przeraźliwie dumna)
A przecież moja mama musiała czuć i przeżywać to co ja, teraz. Paniczny strach przed przemijaniem. Obawę przed starością. Uderzenia gorąca. Zmęczenie. Stres. Załamkę, że to już początek końca i że to jest takie przerażające i że jak sobie z tym poradzić, jak się ogarnąć. Założyć miniówkę, zrobić wyzywający makijaż i iść się najebać na dyskotekę, udając, że nic się przecież nie zmieniło? (po czym przypłacić to 14-dniowym kacem, lumbago i rwą kulszową). Czy kręcić trwałą, ubierać moherowy sweterek, zaprenumerować „Poradnik działkowca” i poddać się upływowi czasu z godnością?
Tak, wiem, że te uderzenia gorąca plus ogólne ostatnie popierdolenie to pierwszy krok w strefę cienia. I również wiem, że nie jestem staruszką, wyglądam lepiej niż 20 lat temu, a moje dzieci mówią, że jestem cool bo mam różowe włosy. I kiedyś się obrócę, tak jak teraz patrzę wstecz na moją mamę i stwierdzę, że o co mi chodziło w TAK MŁODYM WIEKU. I również pamiętam jak pisałam, że och cieszmy się, bo nigdy nie będziemy mieli mniej lat niż dziś.
Ale nagle umiera Kora, a ja łapię się na tym, że myślę, że 67 to przecież nie tak dużo! I że znałam Korę całe życie bo mama i całe jej pokolenie namiętnie jej słuchała. Więc w sumie to tak, jakby ciocia nagle umarła. I dlaczego, ja się nie zgadzam. Potem na FB pojawia się zdjęcie Kory jak miała 20 kilka lat i małego synka. Więc łkam już wniebogłosy, bo Kora pewnie też myślała, że życie trwa dłużej…
Chyba zaczynam rozumieć jak czują się kobiety, które zaczyna dopadać to ostatnie, przerażające M. Są jak koralik z Karolci. Kiedyś lśniące i pełne koloru, nagle zaczynają blednąć. Mają coraz mniej sił na spełnianie życzeń tych, którzy są im bliscy. Stają się coraz bardziej niewidzialne i do rozpaczy doprowadza je fakt, że nie potrafią temu zaradzić, mimo że bardzo, ale to bardzo się starają.
Siedzę zatem, kompletnie tymi rozmyślaniami rozwalona, łzy mi kapio i na to przychodzi Julka. Dziecko moje najstarsze, które swojego czasu zeżarło całą moją energię, całe emocje, bobas słodki, który darł się od rana do wieczora przez 3 lata z rzędu, a ja kwestionowałam każdą minutę tamtego wielkiego M i nie rozumiałam czemu wszyscy się tak nim zachwycają, A JA NIE POTRAFIĘ.
Więc przychodzi ta blondyneczka moja, śmieje się, bierze mnie za ręce, przytula do siebie i mówi: „Już dobrze mamo, już dobrze. Pamiętaj – wdech i wydech, wdech i wydech. Już jest wszystko dobrze”. A ja nagle pojmuję jak czują się wampiry, które wysysają z kogoś krew, bo cała ta jej młodość, pogoda ducha, spokój, uśmiech i radość, wszystko to przepływa na mnie, jakby ktoś nas na powrót połączył na moment magiczną pępowiną.
I już rozumiem tajemnicę tamtego M.
W macierzyństwie wcale nie chodzi o małe dzieci.
W macierzyństwie chodzi o dorosłych, którzy z tych obesranych maluchów wyrastają. O dorosłych, którzy – jeśli wszystkiego dokumentnie nie spierdolimy – pomogą nam w trudnych chwilach znów pomalować nasz świat na żółto i na niebiesko.
Dokładnie,przemijanie już mnie dotyczy.Jestem tak zmęczona,że nic mi się nie chce.Ale to przez toksyczny związek w którym jestem od 17lat.Ledwo ciagnę.Mam 43 a czuję się na 100,jak zniedolezniala stara baba,.itd,itp…dużo by pisać.Nie widzę sensu w niczym.Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Czy mogę Ci się tutaj publicznie oświadczyć??! Mogę, bo kto mi zabroni :p
Otóż,kocham Cię bezgranicznie za ten wpis Sistermoon :))
Każde słowo i każdy akapit są dziś dla mnie jak ta Babka z wcześniejszego wpisu.
To pisałam ja, rocznik 71 uderzana gorącem, w żałobie po Korze i wkurwiono/przerażona przemijaniem.
Ale dzięki temu wpisowi choć dziś wieczór, przez chwile, trochę mniej :*
PolubieniePolubione przez 3 ludzi
:)))))) To jeszcze słuchaj to – w trakcie jak pisałam tę notkę moja pani ginekolog przeanalizowała moje wyniki krwi i wydała werdykt – menopauza. Teraz nie wiem czy się upić czy iść na tą dyskotekę 😀
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
najpierw jedno potem drugie! ;DD
PolubieniePolubienie
Och! Jak ty to wszystko umiesz opisać! Tak prawdziwie😙
PolubieniePolubienie
Ależ Wodzu, co Wódz???? Menopauza i Ty?
Chyba się zacznę się bać tego, co i mnie kiedyś czeka.. Choć z drugiej strony, to „Poradnik Działkowca – wersja śródziemnomorska” to bym z chęcią zaprenumerowała już teraz. Bo nie wiem, jak się pielęgnuje bananowca i drzewka granatu.
PolubieniePolubienie
Dziękuję za te słowa.
W tym roku skończę 41 lat, właśnie zerkam na rozwiązanie ciąży (hormony buzują…) , zaraz będzie znów to „pierwsze M”, i ledwo się wygrzebie z pieluch, będzie to ostatnie.
Ech…
PolubieniePolubienie
Gratuluję i trzymam kciuki. Oraz zaczynam rozumieć dlaczego w przydziale dostałam bliźniaki 😀 (bo i tak. bym nie zdążyła z trzecim haha)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pięknie to napisałaś. Nie mogłam się oderwać do samego końca.
Te Twoje kołatanie serca, niepokój, brak sił… czy można mieć menopauzę w wieku 32 lat? 😦
PolubieniePolubienie
Ech… Wielkie dzięki za ten coming out z menopauzą. Jesteśmy w tym samym wieku a u mnie pierwsze uderzenia zaczęły się jak miałam 38 lat. Do tego depresja. Nie miałam pojęcia co się dzieje i prawie dwa lata męczyłam się z tym szitem bo nie przyszło mi do głowy, że to już! Lekarz kręcił głową i też nie wierzył. Teraz jestem na HTZ. Nie cały czas ale wystarczająco aby sobie podnieść poziom na jakiś rok, spać spokojnie i nie pozabijać wszystkich wokół. Oczywiście trochę mnie to stresuje bo wiadomo im dłużej bierzesz hormony tym większe ryzyko raka. Ale jest to wybór między jedną zarazą a drugą. Już się oswoiłam z tym ostatnim M. Przykre ale trudno. Paradoksalnie wraz z M zaczął się jakiś wyjątkowo dobry czas w moim życiu: zawodowo, towarzysko, rodzinnie.
A ciocia Kora była kolorowa do końca i ja też mam taki plan. A jak za jakieś 15-20 lat znów napiszą w internetach (czy co tam wtedy będzie), o staruszkach co uciekli z domu spokojnej starości i znaleźli ich na koncercie metalowym, to na 100 % tym razem będzie o mnie.
Pozdrawiam serdecznie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kasiu, czytam i szeroko otwieram oczy, bo owszem, pocę się szpetnie i budzę w nocy i serce mi kołacze, ale żeby to już była ONA?! Jestem na to stanowczo za młoda. Ledwo z pieluch wyrosłam (nie swoich, c’nie?), jeszcze całe życie przede mną, jeszcze wszystko mogę!…
Otóż nie wszystko. Kiedy miałam 20 lat niosło mnie na skrzydłach przeświadczenie, że oto cały świat leży u moich stóp, a ja mogę zrobić ze swoim życiem, co tylko chcę. Minęło raptem 20 lat i już wiem, że to bullshit. Już nie mogę i w sumie to nigdy nie mogłam, ale ta myśl była tak upajająca… Teraz mogę się najwyżej winem upoić. Ściskam Cię mocno.
PolubieniePolubienie
W tym roku kończę czterdziestkę i już nie mogę doczekać się menopauzy. Nienawidzę tego, jak hormony mną rządzą, jak mi zabierają 1/3 miesiąca, bo a to pms, a to okres, ty to masz humory, a okres ci się nie spóźnia? ha ha ha. Nosz k.wa. Gdybym mogła zmienić jedną rzecz w sobie jako kobiecie, byłoby to wywalenie hormonów w kosmos.
uściski,
nov.
PolubieniePolubienie
Dzień dobry 🙂 Poproszę o wprowadzenie zmian.Fragment zaczynający się od słów „W macierzyństwie wcale nie chodzi o małe dzieci…”A kończący na żółto i na niebiesko” powinien być zapisany złotą czcionką :-):-)Reszta może być na srebrno :-).Pozdrawiam z czeluści wszelkiego M.:-)
PolubieniePolubienie