RL9

No to teraz napiszę dlaczego nie lubię Polaków i nie chcę wracać do Polski (notka powstała jako ostatnia część tryptyku emigracyjnego, ale pójdzie jako pierwsza, a co tam)

Polaków nie trawię jako nacji, bo do jednostek przywiązana jestem bardzo. Tak, wiem, że nacja składa się z tych właśnie jednostek, ale niestety negatywna siła rażenia ogółu przebija po stokroć dobroczynny wpływ tych, którzy starają się coś zmieniać na lepsze.

Mamy takiego piłkarza, na imię ma Robert…

Ci co trochę mnie znają wiedzą że określenie mnie mianem fanki piłkarza Roberta byłoby sporym niedomówieniem, bo kwalifikuję się raczej na fanatyka. W sumie jedno i drugie na „F” wiec może wszystko jedno. Ci co mnie znają nieco lepiej wiedzą, że jedną z moich kluczowych cech charakteru jest lojalność i wierność. Jako fanka zaliczam się do złotego kręgu fanów-posągów, którzy trwają. Na dobre i na złe. Nie skaczą z kwiatka na kwiatek, nie płyną z tłumem, nie zmieniają kierunku jak chorągiewka na wietrze, bo ktoś jest młodszy, przystojniejszy, na fali, nagrał lepszą płytę albo strzelił  ładniejszego gola. Jeśli kochałam kogoś 20 lat temu, a mój idol nie popełnił jakiegoś spektakularnego fakapu, to dziś kocham go nadal tak samo.

Piłkarz Robert ma żonę Anię. Śliczną, zdolną, utytułowaną. Gdy się poznali, ona miała większe osiągnięcia sportowe niż on, jemu mówili, że wielkiego sportowca to z niego raczej nie będzie.

Obserwuję sobie z upodobaniem oboje, jego –  bo jest moim role modelem, ją z rozpędu, ale z sympatią.

Ani i Robertowi urodziło się dziecko.

Mała dziewczynka, której do głowy nie przyszło, że swoim pojawieniem się na świecie wywoła zamieszanie godne royal baby.

Informacja na kilka dni zdominowała media, na co naród polski zatarł ręce i bezzwłocznie zabrał się do roboty.

IMG_0040

„Mam już dosyć tematu ciąży i porodu Anki Lewandowskiej, ile można brać udział w tej szopce”

„Myślę że zdecydowana większość czuje mdłości na widok zdjęcia i nazwiska Lewandowskiej”

„Rzygam juz nimi” (wyjątkowo napisane bez błędu!)

Nawet na blogach i fanpejdżach, o których myślałam że są na jakimś tam poziomie pojawiły się wpisy, że dziecko zapewne będzie robiło kupę bezglutenową i że jak teraz ta biedna Lewandowska je nakarmi, skoro mleko zawiera trująca laktozę.

Pisane, a jakże, żartem.

Tyle że żarty narodu polskiego są jak igły wbijane prosto w kręgosłup. Nic tylko zaserwować przez nie epidural, żeby się na to specyficzne poczucie humoru znieczulić.

Ponieważ obserwuję oboje, to coś tam wiem.

Ania nie napisała na swoim profilu na temat swojej ciąży NIC.

Robert nie napisał na swoim profilu na temat ciąży swojej żony NIC.

Ani jednego zdania, ani jednego zdjęcia z brzuchem (na które bardzo czekałam i się nie doczekałam)

Zostały tylko zamieszone informacje, że spodziewają się dziecka i mega wzruszające zdjęcie Roberta z nowo narodzonym, różowym tobołkiem.

JAKIM CUDEM zatem polski naród ma dość, po dwóch wpisach.

Och, wait, wpisów było więcej, prawda? Zalewały prasę brukową i portale plotkarskie. Dlaczego zatem na żaden z nich nie trafiłam, skoro siedzę w kółko na cholernym fejsbuku? Może dlatego że nie miałam – niczym współczesny Hamlet – dylematów z cyklu: TO CLICK OR NOT TO CLICK bo w tym samym czasie analizowałam tabelę Bundesligi i liczyłam ile goli brakuje Robertowi żeby prześcignąć Aubameyanga? Albo oglądałam kolejny mecz z jego udziałem w telewizji?

Polacy maja sarkazm, hejt i zawiść wpisane w DNA. Polak, któremu coś się udało ma w swojej ojczyźnie przejebane. Nie liczy się nic, czego Ania dokonała jako sportowiec, nieważne, że jest młodą, pełną entuzjazmu dziewczyną, dzięki której tysiące innych dziewczyn zaczęło uprawiać sport. Ania jedzie przecież na plecach Roberta, bez niego byłaby NICZYM. Robert, zdaniem wielu, jest cienki, nie dysponuje jakimiś specjalnymi skillsami, kilka bramek udało mu się strzelić, ale techniki to on nie ma żadnej. Plus niech nie daj boże zagra 3 mecze pod rząd bez gola i w oczach narodu polskiego jest już skończony.

Polacy nie zasługują na to, żeby ktoś taki jak piłkarz Robert ich reprezentował. Premier, prezydent i rząd powinni wypłacać mu bonusy za reklamowanie Polski za granicą, za to że jego imię i kraj pochodzenia znają nastolatki z Korei, a cała Germania z dużym prawdopodobieństwem zmieniła swoje wyobrażenie o stereotypowym Polaczku z cwaniaka i złodzieja samochodów na supermana, który ciężką pracą wspiął się na sam szczyt i zostawił daleko za sobą całą stawkę.

Bo ciężka praca, to jest właśnie ten element całej układanki, który większości jakoś mimochodem umyka. Lewandowski dostaje ciężką kasę za nic (co to jest wyjść i pokopać trochę piłkę), Lewandowska odstawia cyrki z jedzeniem i podskakuje na tych swoich płytach DVD. My wszyscy jakoś ten gluten jedliśmy i nic nam nie jest. KAŻDY BY TAK MÓGŁ, GDYBY ZARABIAŁ TYLE CO ONI.

Ania i Robert to oczywiście przykłady, których użyłam, bo są najbliższe mojemu sercu.

Zastąpcie ich imiona – innymi, przeskrolujcie fanpejdże celebrytów, blogerów, sportowców, piosenkarzy. I nie, nie chodzi o to, ze wszędzie ma być cukier, lukier i różowe kwiatki. Sama nie jestem lepsza. Nie lubiłam Ewy Chodakowskiej, irytował mnie ton jej głosu i kto w ogóle ćwiczy z rozpuszczonymi włosami. Po wypadku okazało się, że nie mogę jeszcze wrócić do  żadnego z wcześniej praktykowanych treningów, ale Ewa Chodakowska jakimś cudem nie każe ani skakać ani biegać, a rezultaty osiąga, więc może ona.

Po 4 tygodniach zmieściłam się w końcu w te spodnie, które się na mnie nie dopinały. Przepraszam Ewa.

I tak, Irlandczycy są inni.

Udzielam się na irlandzkich forach, czytam komentarze pod licznymi artykułami. Ajrisze – jak wszyscy –  marudzą, krytykują, narzekają, kłócą się i dosrywają sobie, ale nie ma w tym tej rozpaczliwej polskiej potrzeby ściągnięcia oponenta na dno, zmieszania go z błotem, zrobienia z niego zera i naplucia mu na głowę. Dojebania mu werbalnym bejsbolem tak, żeby się juz nie podniósł.

Wbrew pozorom ta notka nie jest sponsorowana przez rodzinę Lewandowskich i nie zachęcam nikogo do pobiegnięcia i zalajkowania ich profili. Naprawdę w dupie mam, czy ktoś ich lubi czy nie, dopóki nie zaśmieca wspólnej wirtualnej przestrzeni swoimi prywatnymi frustracjami i hejtem. Ponadto nie trafia do mnie argument, że „Nie lubię ich, bo są wszędzie”. Może wyłącz w takim razie komputer i idź na spacer? Zadzwoń do rodziców, pobaw się z psem lub z dziećmi, poczytaj sobie książkę. Gwarantuję ci, że jak tylko odłączysz się od mass mediów Lewandowscy znikną z twojego życia jak sen zloty.

A dla tych którzy mają dość, bo Robert i Ania wyskakują im z lodówki też mam dobrą radę, żeby przestali w takim razie tyle razy ją otwierać. Może w ten sposób w końcu schudną.

3 myśli w temacie “RL9

  1. Świetny tekst. Prosto w punkt i po naszej polskiej gębie. Chciałoby się rzec „soł tru”…
    Twojego bloga obserwuję od niedawna, ale już chylę czoła!

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s