Wysiadłam rano z pociągu na Lansdowne Road i przez głowę zaczął mi przepływać strumień niewykonanych zadań z minionego tygodnia. Zaliczyłam ten tydzień czy nie?
Czy byłam dobrą matką? Nie, w środę wrzasnęłam na bogu winną Olę, a dzień wcześniej oznajmiłam przemądrzałej Julce, że już mam dosyć jej głupich odzywek, ciągłego obrażania się o zakaz używania ajpada, absurdalnych kłótni z siostrami i tego, że swoimi humorami psuje mi codziennie dobry nastrój. Bo wracam do domu pozytywnie nastawiona, a ona ma pretensje do świata, że w ogóle się urodziła. I że mleko w lodowce jest niedobre i mam teraz, zaraz, iść kupić inne. Więc powiedziałam, że, nie, mam tego dosyć i nie życzę sobie żeby się tak do mnie odzywała, bo tego konkretnego popołudnia z dobrym humorem nikt mi już nigdy nie odda, przepadło.
I to jej wina, że zepsuła mi ten humor.
Która matka tak mówi do dzieci, co? Dobra matka wspiera, wybacza i przemawia kojącym głosem.
Następnego dnia czekał na mnie bukiet pozbieranych na trawniku mleczów oraz laurka z wpisem: „Mamo, kochamy Cię, bo jesteś miła i najlepsza na świecie”.
Cios w samo serce.
Nie, nie dlatego, że ojejku jakie to wzruszające, tylko dlatego, że przecież ślepa nie jestem i wiem, że „miła” jest naprawdę ostatnim określeniem na liście komplementów, jakimi można by mnie obdarzyć jako rodzica. Krzyczę na nie. Narzekam. Mam pretensje o porozrzucane rzeczy. O wszystko mam pretensje. Czemu nikt kurwa nie mówił że macierzyństwo to pole minowe, po którym niewiadomo jak się poruszać. Że dobrnięcie do momentu aż dzieci się usamodzielnią to jak misja wojenna, z której nikt nie wychodzi bez szwanku, a na PTSD wszyscy zainteresowani cierpią do końca życia.
Z resztą zadań rownież byłam w czarnej dupie.
Wciąż nie schudłam tych 3 kg, które przytyłam siedząc w domu ze złamaną nogą. Co z tego, że to mało? Dla mnie te 3 kg to różnica między spodniami dopasowanymi a za ciasnymi. Nienawidzę za ciasnych spodni.
Miałam zrobić porządek w dokumentach, żeby rachunku za prąd nie szukać potem ochnaście minut tylko sięgnąć po niego ręką w ciemno i wyciągnąć. Miałam ogarnąć jak zrobić reklamę na fejsie, nie ogarnęłam. Co gorsze okazało się, że przestałam rozumieć fejsbuka. Miałam popracować nad stroną graficzną bloga, nie popracowałam.
Pod brama zakładu byłam już tak zmęczona, że chciałam zwinąć się w pozycji embrionalnej na chodniku i tak przeleżeć do czasu powrotnego pociągu do domu.
Potem mnie oświeciło – po co, dlaczego to sobie robimy? Rozliczamy się bezwzględnie z każdego niezaliczonego zadania, katujemy się listami, harmonogramami, gonimy własny ogon, tworzymy plany, których nigdy nie będziemy w stanie zrealizować. W rezultacie spirala frustracji narasta, a my ostatecznie siadamy zrezygnowane stwierdzając, że nie będziemy robić nic, bo końcowy efekt i tak będzie taki sam.
Może podejść do tego inaczej. Nie postanawiać, że od jutra nie krzyczę na dzieci, bo skoro krzyczę od dziesięciu lat to przez tydzień nie przestanę. Może, nie wiem – będę krzyczeć ciszej? Szeptem, może. A może, skoro dzieci twierdzą, że jestem MIŁA, to może jednak im uwierzę i przestanę się tak bardzo tym przejmować, albo będę się bardziej skupiać na tych chwilach, w których naprawdę wiem, że dałam radę jako matka.
Nie mogę znaleźć rachunku za prąd? A kiedy kurwa ostatni raz go potrzebowałam? W 2014? Poza tym każdy rachunek można sobie teraz sciągnąć online. 3 kg w tydzień nie schudnę, w dwa też nie. Jillian i kardio wciąż są poza moim zasięgiem i tego nie zmienię. Spodni nie wywalę, garderoby nie skompletuję od nowa. Trudno, pójdę sobie kupić sukienki. W sukienkach bardzo ładnie wyglądam. O reklamie na fejsie poczytam i się nauczę, ostatecznie jestem po cholernym marketingu. Blog wyglada dobrze, to nie pudelek, nie przesadzajmy.
Może skupię się na pozytywach. Jestem krok do przodu do wynegocjowania częściowej pracy z domu, żeby nie musieć codziennie dojeżdżać na zakład. Złamana noga już nie boli i zachowuje się jakby nigdy nie była złamana, god bless her. Notki fajnie się piszą. Czytelniczki, kochane, wróciły, przyszło mnóstwo nowych. Przeżyłam, bezstresowo w zasadzie, powrót do pracy po 5 miesiącach nieobecności. Rano jest jasno, a za miesiąc będę w Portugalii, na plaży, o ile znów nie będzie padać. A jak będzie padać to w barze Oasis w Olhos De Agua maja najlepsze mojito na świecie, a pani kelnerka – jak się ją poprosi – przełącza programy na mecze z Lewym.
Czasami to wszystko, za co musimy być sobie wdzięczne. Że dałyśmy radę pchnąć swoje życie o dzień do przodu, nie poddać się, nie rzucić z krzykiem na podłogę. Czasami, naprawdę, największy sukces to wstać z łóżka i się tym wszystkim nie porzygać, nie zwariować, nie dać swojej głowie się przekonać, że jesteśmy niewystarczająco dobre. Jesteśmy najlepsze i koniec. Tu i teraz.
Nie będzie kolejnego podejścia do piatku 28 kwietnia 2017 roku.
Będzie tylko dziś więc zamiast się samobiczować pokażmy wszystkim, że się nie poddałyśmy. Jeszcze nie teraz. O reszcie pomyślimy jutro. Jak Scarlett O’Hara. Ona poza obiadami, sprzątaniem, dziećmi, wojną secesyjną i Rhettem musiała jeszcze bujać się z bawełna. My nie mamy bawełny, doceńmy to.
Doceniamy 🙂
PolubieniePolubienie
Jejku, dziękuję ci bo w końcu ktoś potrafi ubrać w słowa to co mi po głowie chodzi tylko nie umiem tego złapać. Ja też mam durną skłonność zaczynania dnia od rachunku strat, chociaż podświadomie wiem że każdego dnia mogę być dumna z czegoś co mi się udało. Hasło na dziś : Być jak Scarlet 😛
PolubieniePolubienie
O Sis, tym ostatnim akapitem sprawilas, ze parsknelam smiechem i caly ten tydzien wywietrzal mi z glowy, peklo wszystko jak przekluty balonik. Dzieki. To jest zajebista notka 🙂
Btw: mozna uzywac SŁÓW? Bo moze powinnam wykropkowac? :))))
PolubieniePolubienie
Pfff, oczywiście ze można. Co prawda fejsbuk wczoraj zablokował mi reklamę bo mu sie swojski chuj nie spodobał, ale ja to zaraz obejdę 😂
PolubieniePolubienie
Doceniam brak bawełny :-))) A stroną graficzną bloga nie musisz się zamartwiać, tu się przychodzi czytać, nie oglądać obrazki. Chyba, że docelowo planujesz karierę w blogosferze, to tak, obrazki muszą być 🙂 Miłego weekendu, ile u Ciebie trwa?
PolubieniePolubienie
Czekaj czekaj, jakie obrazki, dzie, w tekście? Po co na miłość boska? Weekend do wtorku czyli u mnie tyle co zwykle 😀
PolubieniePolubienie
Dlatego teraz staram się zaczynać dni jak superbohater-> https://www.youtube.com/watch?v=nPH1xRnO3oQ (choć Amelii nie znoszę).
PolubieniePolubienie
Pol nocy przegadalam na ten temat wczoraj z kumpela.trzeba niezbędnie poprzestawiać sobie w głowie te głupie farmazony,które same dobre wbijamy i się potem nimi katujemy,a one jak nic tylko wpędzają w depreche.
PolubieniePolubienie
Sis, odnalazłam Cię niedawno i wracam sobie do Twoich wcześniejszych notek. Dziękuję Ci, że wróciłaś. A ten tekst idealnie podsumowuje mój zeszły tydzień pfff Wino domowe wiśniowe za Twoje blogowanie. Cheers!
PolubieniePolubienie