Rano w autobusie popełniłam koszmarny błąd i przeczytałam o detalach morderstwa 14-latki, w lokalnym parku. Kilka kilometrów od naszego domu. 14-latka. Zamordowana w drodze ze szkoły. O 17:30, w poniedziałek. Tak jak tam siedziałam tak prawie wypadłam z tego autobusu. Łzy, panika, GAD w euforii. Nie ogarnęłam się do końca dnia. Co robić pamiętniczku, jak żyć. Jak ochronić moje córki przed złym światem. Owinąć w folię bąbelkową i poukładać rządkiem na łóżeczkach? Nie wypuścić z domu do 27. roku życia? Zrezygnować z pracy i trzymać cały czas za małe, kochane rączki? Wsadzić w tyłki nadajniki GPS? Co mnie najbardziej rozwaliło to to, że rodzice 14-latki wpadli w panikę prawie natychmiast. Nie, że czekali aż wróci do domu, bo może zasiedziała się u koleżanki, albo całuje się z chłopakiem w krzakach. Nie. Nie odbierała telefonu i panika. Co z tego. Natychmiast też było za późno. Znaleźli ją po 3 dniach.
To z koszmarów.
Z nie koszmarów to instagram rulez. Insta stories są fajne, a przede wszystkim dają mi poczucie pracy nad blogiem i satysfakcję, że coś się z nim i na nim dzieje, a nie że tak leży odłogiem i czeka na ochłapy w postaci jednej nudnej notki w miesiącu. I że proszę jak pięknie się upgrejdowałam z levelu blogi emeryckie na level instagram dla dummies. Lubię tego bloga w takiej formie w jaką się obecnie przepoczwarza, lubię że mnie czytacie i że tyle Was szybciutko przyszło na insta, żeby do literek dopasować sobie irlandzkie obrazki. Dziękuję.
W Dublinie grał Ed Sheeran (nie ogarniam w żaden sposób jego popularności oraz nie znam żadnej piosenki) oraz Rolling Stones (podobno mieszkali 900 metrów od mojego biura). Oczywiście nikogo nie obchodziło, że w środę, czwartek i piątek wracałam do domu po ochnaście godzin, bo koncerty.
Potem stanęłam na wadze i okazało się, że 68. I również się okazało, że moje samouwielbienie ma jednak swoje granice i że już nie jestem w stanie sobie wmawiać, że to ciężkie kości, wyrobione mięśnie albo stalowa kurwa krew w żyłach. Ostani raz 68 to miałam w ciąży. Bliźniaczej. W pierwszym trymestrze, ale nieważne. Więc co dalej droga gosiu. Dieta odpada bo stan głodu jest dla mnie równoznaczny z nalotem kosmitów. I co z pizzą. Z lodami. Mam ich nie jeść? Dlaczego. Za co. Życie już i tak nie ma sensu bo GAD nie lubi kawy i wina. A może ja jestem Lodarianką, jak ta pani z reklamy Żabki (dawno mnie tak żadna reklama nie ubawiła). Postanowiłam biegać. A ponieważ normalnie biegać nie mogę, bo imię moje czterdzieści i cztery i kolana już też nie te co ongiś to postanowiłam, że będę uskuteczniać slow jogging. Slow jogging polega na bieganiu w tempie, w którym wyprzedzają mnie ślimaki, dżdżownice i ukwiały. Ukwiały poruszają się z prędkością 2 cm na godzinę, więc sami rozumiecie. Ale nie przejmuję się bo PM pocieszająco stwierdził, że slow jogging bardzo dobrze spala tłuszcz, a ja się przekonałam, że w tempie slow to ja se mogę biec hoho i ho, za co chyba muszę podziękować Chodakowskiej bo ten skalpel i te ćwiczenia na uda. Uda dają rade. Złamana kostka też. Przemiana materii nie nadąża, a w życiu nieodwołalnie przychodzi taki moment, że zamiast się użerać z tym wszystkim lepiej sobie kupić większe spodnie.
Safe na netflixie z Dexterem, bdb, zapiski Łapińskiego aktora beznadziejne. Mundial za 28 dni. Na insta nieodmiennie zapraszam, bo tam się dzieje najwięcej @sistermoonblog.
Jutro ślub tej ze „Suits” z księciem. W dupie mam, że to chłam i nie wypada i właśnie, że będę oglądać. Czuwaj.
Ja moja droga Sistermoon zaplanowalam sobie weekend w Londynie 2 miesiace temu. Na ten weekend wlasne. 🤦🏻♀️😂
PolubieniePolubienie
Też będę oglądać 🙂
PolubieniePolubienie
Z przykrością muszę powiedzieć, że Safe mega rozczar. Chyba jednak w każdej możliwej roli (od scenarzysty do producenta) Harlan Coben nie wróżył dobrze.
PolubieniePolubienie