Mam plan żeby jednak pisać trochę częściej niż raz na miesiąc, bo potem raptem wychodzi 12 notek na rok. NA ROK. Oraz jest MAJ. Nie marzec, nie nie. Jest piąty miesiąc z dwunastu. Ja naprawdę dopiero przedwczoraj skończyłam te 44 lata i nie uśmiecha mi się mieć – za raptem pół roku – 45.
Autobusem zachwytu ciąg dalszy. Akurat tak na wiosnę się przesiadłam więc doceniam widoki, kwitnące drzewa i to że wyspa jest zielona. Z przesiadki wyniknęła jeszcze jedna korzyść – wróciłam do słuchania muzyki. Takiego konkretnego, nie że coś tam plumplum w tle. Wieloletniej przerwy, wiadomo, nie nadrobię, ale godzina uważnego słuchania od rana, połączona z obserwowaniem przez okno budzącego się do życia miasta, naprawdę dobrze robi na głowę. Samo oderwanie się od fejsa. Przez tydzień przeglądałam go zaledwie szczątkowo i wiecie co – nic nie straciłam, nic mi nie przepadło, niczego mi nie brakuje. W tym samym czasie, w mieście, w którym mieszkam od 17 lat, odkryłam dziesiątki nowych widoków, domów z bajecznie kolorowymi fasadami, zaułków o których nie miałam pojęcia. Wszystko dlatego, że oderwałam wzrok od ekranu telefonu. Dało mi to dużo do myślenia.
Już za miesiąc Mundial, na który czekam od 2 lat, od tamtego karnego Kuby. O szansach naszej drużyny dyskutować nie zamierzam, bo – mówiąc krótko – jak nie teraz, to kiedy i jak nie oni, to kto. Ale czekam na emocje. Na powera. Pamiętam tamto lato 2016 roku – praktycznie nie musiałam spać ani jeść bo żyłam na koktajlu z uczuć. Smoothie z wrażeń i przeżyć. Dlatego, drużyno polska narodowa, błagam cię kurwa wyjdź z tej grupy. Nie domagam się pucharu, ale ja naprawdę potrzebuję znowu jakiegoś spektakularnego wydarzenia i sukcesu, którym będę się mogła żywić i posiłkować przez dłuższy czas. Potrzebuję nadziei na to że życie to coś więcej niż kronika dramatów i wypadków z pasku TVN. Potrzebuję euforii, tak bardzo jej potrzebuję. Zawsze w ogóle w tym maju i czerwcu mnie nosi, ogarnia mnie nieokreślona tęsknota za jakimś alternatywnym życiem, rok w rok wierzę od nowa, że wszystko jest możliwe i że tu i zaraz wszystko się zmieni, tylko trzeba szybko, szybko, niczym kopciuszek, zdążyć przed północą. A potem nagle jest najkrótsza noc w roku, dzień zaczyna się skracać, chuj trafia górnolotne plany i znów trzeba rozstawiać choinkę.
Bundesliga się skończyła o. Sezon w sensie, a nie że ligę niemiecką rozwiązali. I ja bardzo proszę Roberta Lewandowskiego żeby nie szedł do realu madryt, bo naprawdę nie zniosę oglądania mordy i fryzury Ronaldo 2x w tygodnu.
W Irlandii za 2 tygodnie referendum w sprawie legislacji aborcyjnej. Oraz skandal z programem bezpłatnych cytologii, po tym jak się okazało, że kilkaset kobiet nie poinformowano w ubiegłych latach o tym, że miały zmiany przedrakowe. 17 z nich w międzyczasie umarło. Wiecie jak mój GAD się ucieszył, jak o tym przeczytał? Od razu się ożywił, otrząsnął i zaczął biegać w kółeczko, radośnie merdając ogonkiem.
Poszłam w końcu z blogiem na tego instagrama, bo instagram mnie fascynuje, a najbardziej mnie fascynuje to, jak go nie ogarniam. Więc w ramach personalnych wyzwań postanowiłam, że go ogarnę i będę taka o, bardzo do przodu. Na Instagramie najbardziej lubię to, że nie jest tak nachalny i nie narzuca mi niczego i nikogo. Że np Iksińska polubiła zdjęcie Ygrekowskiej, a potem podrapała się w dupę. Więc gdybyście chcieli pooglądać obrazki z dublińskiego autobusu oraz mieć przegląd irlandzkich temperatur z każdego dnia tygodnia, to zapraszam na @sistermoonblog.
:*
PolubieniePolubienie
Och, znam ten stan po oderwaniu od fejsa 🙂
PolubieniePolubienie