Wesołych

Myślę sobie ostatnio o wielu życiowych znajomościach i jak, ogólnie, zdecydowanie łatwiej układają mi się znajomości damsko – męskie niż te czysto kobiece. Faceci są naprawdę mało skomplikowani. Nie stroją fochów, nie obrażają się, nie liczą kto pierwszy odezwał się do kogo i ile dni temu to było. Nie licytują się kto jest bardziej zmęczony albo ma więcej problemów. Do każdego z moich znajomych płci męskiej mogę się odezwać w każdej chwili, nawet po miesiącach nie gadania, bez obawy, że usłyszę pretensje czemu się tyle nie odzywałam. Nie mówie już o tym, że w trakcie mojej przymusowej kilkumiesięcznej absencji, gdy zniknęłam z dnia na dzien z pracy, moje pożal się boże pracowe „przyjaciółki” (za wyjątkiem kilku) nie odezwały się do mnie przez pół roku ani słowem, bo po co.

Ja wiem że wszycy są zajęci i naprawdę mnie to nie przeszkadza, że nie utrzymuję z kimś ożywionych kontaków i nie wymieniam po kilkanaście razy dziennie emotikionów, przemyśleń i wniosków życiowych. Szczerze mówiąc to z wiekiem wszystkie te small chaty i pierdolenie o niczym wyczerpują mnie do cna. Ale okazuje się, że w czasie gdy ja staram się utrzymywać życiową energię na poziomie pozwalającym na przetrwanie kolejnego dnia, tygodnia lub miesiąca ktoś tam się obraża bo się nie pytam co u niego. Kobieta się obraża. Facet nigdy. Co mnie długofalowo zniechęca do utrzymywania jakichkolwiek kontaktów z kimkolwiek, a już najbardziej do podejmowania prób ogólnikowych rozmów z osobami, które zaczną rozmowę od focha – bo się nie odzywałam.

Plus wiele znajomości, które kiedyś były samograjami – przez lata dawało się podjąć konwersację w tym samym punkcie, w którym się ją przerwało kiedyś tam, teraz…. nie wiem…. wypaliły się chyba. Albo osoby albo ja albo znajomości. Staram się zgłębić czy mi z tego powodu przykro, ale chyba raczej mi przykro, że kobiety nie mogą być bardziej jak faceci. Że zawsze muszą być podteksty, urazy i niedopowiedzenia, których ja nie potrafię lub nie mam czasu się domyślać i analizować. A potem samosiębiczować, że jestem do dupy kolezanką. Jestem, no i cześć.

Zresztą prawda jest taka, jak ją przedstawił bojfriend Carrie, Berger w Sex and The City. Każdy ma czas. Każdy ma 10 sekund w swoim życiu żeby przynajmniej napisać, że nie ma czasu. Nie dostajesz odpowiedzi – jesteś nisko (lub nigdzie) na liście priorytetów drugiej osoby. Nie liczysz się na tyle żeby ktoś przerwał na minute to co aktualnie robi (a naprawdę niewiele osób w danym momencie przeprowadza operację na otwartym sercu, której przerwać pod żadnym pozorem absolutnie nie można) i odpisał ci choćby dwa słowa.

Teraz jak o tym myślę to w ogóle dochodzę do wniosku, że to właśnie męskie znajomosci wywracały zawsze moje życie do góry nogami. I że miałam do nich szczęście. Od podstawówki. Nigdy nie miałam powodzenia, ale miałam szczęście do facetów, którzy nie byli popieprzeni i zmieniali na lepsze całe moje życie. Być może dlatego, że wszyscy popaprańcy profilaktycznie spierdalali na sam mój widok, bo psim swędem wyczuwali, że moja tolerancja na bulshit jest zerowa. Względnie na ich skali atrakcyjności plasowałam się w okolicach zera i zwyczajnie nie zawracali sobie mną głowy. Cóż. Ogólnie, dochodzę do wniosku, że jestem już zmęczona bieganiem za ludźmi i walczeniem o koszulkę lidera na liście ulubionych znajomych. Enough is enough. Jeśli prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, to kończący się właśnie rok był dobrym sprawdzianem, który fantastycznie odseparował tych, którym naprawdę zależy od przypadkowych przechodniów, których braku obecności w swoim życiu raczej nie odczuwam…

4AFFB9CD-B5BD-4241-A0B5-C3E75A81D7B0.jpeg
I jeszcze zajrzałam sobie na listę blogów roku 2017. Na parę z wyróżnionych blogów weszłam, zadumałam się i doszłam do wniosku, że ja z moim blogiem zostalismy w kategorii blogi emeryckie, wzglednie blogi retro, wzglednie blogi – wczesne lata 2000. I tam już sobie chyba zostaniemy.

Życzę Wam miłych, niestresujących, wzruszających Świąt. Bez roztrząsania sensu życia, bez dołujących podsumowań, bez odmalowanych czarnymi kredkami wizji nadchodzącego roku. Napalcie czarnymi scenariuszami w mentalnym kominku, zjedzcie coś dobrego, popijcie drinkiem i nie przejmujcie się tak wszystkim, bo wszystko nie przejmuje się Wami ani trochę. Popatrzcie na mnie – blogową emerytkę sistermoon i pomyślcie, że skoro i ona po minięciu statystycznego półmetka zaznała w koncu trochę spokoju, to i Was na pewno to nie ominie.

I wyślijcie tego smsa komuś, kogo lubicie. Niech wie.

4 myśli w temacie “Wesołych

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s