Ledwo żyję, ale co tam, jest, w końcu JEST mój przedurlopowy piątek, piątunio, piąteczek, jeszcze tylko przesiedzieć 8h za jebanym biureczkiem i już mogę lecieć odpalać butelkę wina i oglądać pierwszy mecz sezonu bundesligi, alkohol ostatnio mi szkodzi, ale chuj, nic już mi nie szkodzi ze świadomością, że w końcu będę mogła na chwilę przestać się zrywać o tej piątej czydzieści. Naprawdę NIEWAŻNE, że WIEM, że jak potem w ten pierwszy poranek września w końcu ponownie wstanę to będzie całkowicie CIEMNO. Cicho. Nieważne. Pomyślę o tym jutro. Za dwa tygodnie jutro.
Ale, ale, żeby się nie okazało, że cały urlop przepierdoliłam na skrolowanie fejsa, zamierzam niniejszym stworzyć PLAN aktywności urlopowych i tak, właśnie napiszę go tutaj, żebym potem musieć przed Wami świecić oczami jak się z niego nie wywiąże
No więc:
1) Zrobić porządek w garderobie. Zainspirowana obrazkiem, który wrzuciłam na fejsa, a w szczególności półką pt „20% rzeczy, w których chodzę 80% czasu” oraz półką „Nie no, nie wyrzucę, będzie do spania” (u mnie są one nawet identycznie zlokalizowane) postanowiłam naprawdę coś z tym zrobić. Mam chyba pińcdziesiont par spodni, chodzę w dwóch. Nie mam za to żadnego t-shirta, który nadawałby się do wyeksponowania poza trasą dom-śmietnik.
2) Stworzyć bazę danych klientek masażowych – tu prośba do szanownych Pań i Panów o polecenie mi sensownego programu/ aplikacji (najlepiej darmowych) dla takiego mini biznesu jak mój, który będzie kompatybilny z produktami appla. Wiem, że jest excel, naprawdę, ale nie chcę go bo jest nudny. Chciałabym coś co by mi np współgrało z kalendarzem i automatycznie aktualizowało tam umówione spotkania.
3) Nie przepierdolić całej kasy za masaże w Pennysie w celu uzupełnienia przetrzebionej garderoby, ale założyć fundusz promocyjny i zarządzać nim z sensem (pod promocję nie podchodzi kupowanie sobie miliona nowych olejków, w celu przetestowania ich na sobie przed zastosowaniem ich na klientkach)
4) Obejrzeć do końca ten „Ozark” na netflixie. Utknęłam na 4. odcinku, ale zapowiada się dobrze
5) Ogarnąć papiery – to już mam w dużym stopniu ogarnięte więc powinno pójść szybko (jedna z nauczycielek w liceum zawsze nam powtarzała, że nigdy nie mówi się papiery tylko DO-KU-MEN-TY. Bo papiery to idą do kosza)
6) Posprzątać małą łazienkę, w której PM trzyma swój TELESKOP, który kupił se kiedyś na Gwiazdkę, po czym 3x spojrzał przez niego na księżyce Jowisza, po czym teleskop został porzucony i służy jako podstawka do brokatu. Teleskop jest wielkości małej żyrafy, żeby nie było nieporozumień, że to zabawka z zestawu „Mały astronom” albo coś.
7) Ogarnąć (wyrzucić) cały burdel ze składnikami do produkcji mydełek, które w łazience założyły już chyba komunę i żyją własnym życiem. Zrobić śliczne lawendowe mydełka z tego co zostało, żeby było na promocje dla klientek.
8) Wrócić do regularnych ćwiczeń – mam przemyśleń na co najmniej 3 notki co się dzieje z ciałem po 40-stce, gdy nagle zostaje pozbawione ruchu i we właściwym czasie na pewno się na ten temat wypowiem
9) Musiałam wyedytować notkę żeby dorzucić mindfullness i yoge. Pół godziny codzienne, no muszę, no
Tymczasem 2 tygodnie masowania klientek uświadomiły mi mnóstwo rzeczy. Po pierwsze, że naprawdę bardzo to lubię. Po drugie, że bardzo to lubię ponieważ w trakcie masażu nie muszę uskuteczniać z klientkami small talku, którego NIENAWIDZĘ. Czasami któraś zaczyna zestaw pytańlam z cyklu „czym się zajmujesz i jakie masz hobby”, ale wtedy jej każę oddychać i jest spokój. Po kolejne nie mam żadnego bossa i nie mam żadnego pożal się boze TEAMU. Nie muszę nikogo pilnować, nie muszę robić żadnych meetingów ani przygotowywać żadnych debilnych raportów i wszystko może być dokładnie tak, jak ja chcę. Po ochnaste mam sto pomysłów na cały ten biznes i o ile ruch się utrzyma chociażby na obecnym poziomie, to naprawdę widzę to jako tymczasowo znakomitą odskocznię dla korpo, a w przyszłości to hoho kto wie. I po ostatnie jest to praca przynosząca mega satysfakcję i naprawdę mam misję, żeby tym zmęczonym i zestresowanym kobietom zafundować choćby godzinę świętego spokoju, w trakcie której nie muszą składać prania i zastanawiać się co jutro na obiad, a w zamian ktoś je pogłaszcze po głowie i powie żeby sobie poleżały i odpoczęły.
Tak se kiedyś dla jaj zrobiłam ten kurs, jakiś czas funkcjonowałam jako mobilna masażystka, ale noszenie ciężkiego jak piorun stołu do masażu mnie wykończyło plus forma mobilna stwarzała za dużo możliwości dla Pomysłowych Dobromirów, którzy proponowali żebym może przyjechała im zrobić ten masaż do pokoju w hotelu. Już się rozpędziłam, jasne. Dodatkowo do godziny masażu dochodziła godzina – dwie dojazdu w jedną i drugą stronę więc finansowo nie opłacało się to w ogóle.
Nie wiem jak to jest z tym życiem zawodowym, naprawdę. Może podobnie jak ze związkami damsko-męskimi – objawienie, że to „właśnie to” zdarza się bardzo rzadko, a do całej reszty dochodzi się metodą prób, błędów, wyrzeczeń, resetów, ciężkiej pracy i przekonania, że trzeba próbować do końca.
Poproszę notke na pt. 8 bardzo mnie to ostatnio nurtuje… po 40 niby cwiczymy itp ale zadnych efektow i zadyszka jak nigdy…. wiec podziel sie swoimi przemyśleniami, please!
M
PolubieniePolubienie
No wlasnie, ja tez myslalam ze zadnych efektow, dopóki rok temu przed wyjazdem do Zakopca zawiesiłam ćwiczenia na czas wakacji…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Cześć Sistermoon 🙂
Bardzo się ucieszyłam, gdy Cię znalazłam – nieodmiennie lubię Cię czytać
Jeśli chodzi o organizację spotkań, może calendly? Jest intuicyjny i fajny https://calendly.com/
PolubieniePolubienie
To co sie dzieje z niecwiczonym cialem po czterdziestce, to masakra. Wydawalo mi sie ze nie mozna sflaczec z dnia na dzien. A tu – jednak – okazalo sie, ze mozna.
PolubieniePolubienie