Chciałabym pojechać nad polskie morze. Albo do Kotliny Kłodzkiej, no. Albo w ogóle zabrać dzieci w podróż po Polsce szlakiem Pana Samochodzika. Całe moje dzieciństwo, szkoła średnia i studia to było podróżowanie za jeden uśmiech po bocznych drogach i opłotkach, nikt doprawdy nie rozbijał się wtedy po Kanarach i Portugaliach. Zaduma mnie ogarnia na myśl, że z koleżanką, w licealnych czasach, brałyśmy np plecak i jechałyśmy dosłownie w ciemno. Najpierw w Góry Świętokrzyskie, potem w Bieszczady, potem w Karkonosze. Bez komórek. Bez noclegów. Bez zabukowanych wcześniej biletów, za to ze śpiworem i karimatą. Nie wiem czy w ogóle nie było tak, że na dworcu decydowałyśmy, gdzie pojedziemy dalej. Jak nasze mamy to przeżyły, srsly? Przecież za całe potwierdzenie tego, że wciąż żyjemy i mamy się dobrze musiały wystarczyć pocztówki jesteśmy tu i tu, jedziemy dalej. Które często przychodziły po naszym powrocie. W takim Karpaczu na przykład, w środku sezonu, przeszłam 7 razy w te i z powrotem cały deptak, szukając noclegu. W końcu pani w jednym pensjonacie zlitowała się nade mną, kazała zostawić plecak i powiedziała, że jak nic nie znajdę to mogę spać w jej pomieszczeniu gospodarczym na rozkładanym łóżku, ona zabierze z niego miotły i mopa. Czemu nie potrafię zaadaptować tamtego podejścia do życia, dzisiaj? Przecież nadal w niczym nie przeszkadzałoby mi spanie w towarzystwie mopa.
Potem, jak już pracowałam w cholernej korporacji, latem jeździłam nad polskie morze. Firma sponsorowała Beach Ball Tour i trzeba było przeprowadzać „kontrole” teamu, który na wybrzeżu rozkładał na piasku namioty, dmuchane zamki itd. Praca w praktyce polegała na tym, że co czwartek z koleżanką wyjeżdżałyśmy firmowym autem z Poznania do jednej z nadmorskich miejscowości (Beach Ball co tydzień był w innym miejscu), gdzie zostawałyśmy do niedzieli. Na miejscu od razu dostawałyśmy od organizatorów drinka, a potem tylko hasałyśmy wokół firmowego namiotu i superwajzowałyśmy hostessy. Wieczorami firma promowała swoje produkty w lokalnych dyskotekach wiec też musiałyśmy tam chodzić. Bardzo ciężka praca to była, naprawdę. I różne rzeczy się tam działy. Zespół Just 5 na plażę przyjechał. Chodziło się do namiotów innych sponsorów na plotki. Romanse kwitły. 2 miesiące życia jak na koloniach. Piasek wszędzie. Bajlango Bajlango. Potem w niedzielę wracałyśmy wyprać rzeczy i od poniedziałku do środy siedziałyśmy pod biurkiem, udając że interesuje nas praca w marketingu.
Lato to jeszcze śmierdzące kuszety PKP i widok Giewontu przed 8 rano, gdy pociąg – pod 10 godzinach – dojeżdżał do Zakopanego. Raz pociąg się zepsuł w Suchej Beskidzkiej, konduktor nas z siostrą obudził i kazał wysiadać. To wysiadłyśmy i siedziałyśmy na ławce przed dworcem. Przez myśl nam nie przyszło stresować się czymkolwiek. Albo o, z rodzicami jechaliśmy pociągiem nocą do Nowego Targu. Luty, na dworze minus pińcet, ogrzewanie w przedziale nie działa. W Kamiennej Górze, na kwaterze też nie działało, więc siedzieliśmy w kinie na „Purpurowej róży z Kairu”. O podróży maluchem do Zakopanego nie wspomnę. Jak przez strumyki tym maluchem przejeżdżaliśmy, bo tata się upierał, że maluch da radę. I dał, faktycznie. A teraz nikt się nie wybierze z dziećmi w podróż, jeśli dzieci nie mają do dyspozycji ajpada, książek, kolorowanek, kredek i trzech sezonów świnki Peppy na DVD. Broń boże żeby biedne dzieci jechały 15 minut, gapiąc się bezmyślnie w okno, bo przecież zwariują z nudów.
Mówię do PM, jedźmy do tej Polski za rok, samolotem, tylko ojojojoj co my zrobimy jak wysiądziemy z tego samolotu (wynajęcie auta w Polsce kosztuje więcej niż podróż z Phileasem Foggiem w 80 dni dookoła świata, więc jako kilkutygodniowe rozwiązanie odpada, wolałabym raczej jeszcze raz przyjechać z Dublina własnym samochodem). PM patrzy na mnie jak na debila. „Pojedziemy autobusem” mówi, a ja nagle myślę, że to przecież znakomite rozwiązanie, niech dzieci zobaczą jak mama i tata podróżowali po Polsce, gdy posiadanie auta było luksusem, a podstawowym środkiem transportu były ruskie wagony PKP i autobusy ogórki PKS.
Teraz mam potworne wyrzuty sumienia, że jest lato, a moje biedne dzieci siedzą w domu, bo nie stać nas na rodzinne wakacje w sezonie. Julka pyta dlaczego inne dzieci jadą na całe lato do dziadków, a one nie. Lekcja pierwsza dziecko, rodziny się nie wybiera, lekcja druga, z rodziną najlepiej na zdjęciu. Lekcja trzecia, przykro mi, ale obiecuję że postaram się kiedyś być lepszą babcią dla twoich dzieci, a w międzyczasie wsiądziemy do auta i zrobimy parę wycieczek krajoznawczych po Wyspie. Irlandia pod tym względem jest zajebista, że z Dublina wszędzie blisko, a morze i ocean są z każdej strony. Więc jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, a tutaj lubić da się bardzo dużo.
Uprzejmie donoszę, iż kilka dni temu wróciliśmy z urlopu w Zakopanem. Jechaliśmy własnym samochodem z dwójką dzieci (córka 2 syn 8). Dzieci do dyspozycji oprócz tylnej kanapy 😉 miały tylko po 2 zabawki. Zero elektroniki. Drogę do Zakopanego (7 godzin, wyjazd po 1 w nocy) syn przespał w całości – córka podziwiała widoki za oknem od 1-5 i od 6-8. Drogę powrotną podzieliliśmy i najpierw pojechaliśmy do Krakowa (2h drogi) i potem prościutko nad morze 5 h.
Da się bez ajfonów ;))))) I wszyscy przeżyli. 😉
PolubieniePolubienie
Dokladnie. U nas w ciągu dwudniowej podróży tez do Zakopanego tyle ze z Dublina, iPadów tez nie było z prostej przyczyny ze dziewczynom robiło sie niedobrze od gapienia sie w ekran podczas jazdy. I dało radę w obie strony.
PolubieniePolubienie
O masz, wracam z Władysławowa i widzę „Pojechałabym nad polskie morze” 😛 A ci powiem, pogodę złapałam tygodniową bdb! Bo od dnia mojego powrotu nad Bałtykiem druga Irlandia 🙂 Donoszę również, że da radę bez zabawek – z Bielska do Władysławowa (14h! koreczki) 3 latkowi starczyła jedna książeczka i liczenie wiatraków i krów 🙂 Z powrotem (8 h) ww. książeczka do malowania wodą zajęła na 15 minut, resztę czasu przejęły wiatraki i własne stopy 🙂
PolubieniePolubienie
Ja bym chciala zauważyć,że nad naszą zimną kałuża pada od wtorku bez przerwy. Jest tak zimno i mokro,ze aż współczuję tym,co przyjechali do 3 city na urlop. Kosmos i zagrozenie powodziowe. osobiście marzy mi się Madryt, oni nocą mają 4-6 stopni więcej niż my w szczycie dnia ,tęsknię do słońca
PolubieniePolubienie
Polskie morze nie jest fajne! Dzieciaki można zabrać w o wiele przyjemniejsze miejsca, które nie będą tak drogie. Zakopane też bardzo się zmieniło. A podróże po Irlandii? Hmm, coś całkiem nowego 🙂 Nie miej wyrzutów sumienia, liczy się czas spędzony z bliskimi, a nie miejsce 🙂 P.S. Gdzie patrzyliście na ceny wynajmu auta? Od roku moi bracia praktykują takie rozwiązanie i chyba nie jest aż tak tragicznie 🙂
PolubieniePolubienie