Ale żeby nie było, że po tej 40-stce trzeba od razu jechać na najbliższy cmentarz komunalny i kłaść się między grobami, czekając na nieuchronny koniec – przekroczenie 40-stki ma też swoje plusy. Jest ich dużo i wywołują w nas trwałe zmiany, ze skutkami o długofalowej i potężnej sile rażenia.
Po pierwsze, człowiek staje się wyznawcą filozofii życiowej FUCK THIS SHIT.
Pamiętasz, jak kiedyś się wszystkim przejmowałaś? Drżałaś żeby dobrze wypaść na egzaminach, żeby szef dostrzegł jakim jesteś wyjątkowym i oddanym pracownikiem, żeby Twoje mieszkanie lśniło, a dzieci były zawsze umyte i grzeczne? Przejmowałaś się wagą i wystającym brzuchem, spanikowana oglądałaś co rano pod mikroskopem swoje kurze łapki i postanawiałaś więcej się już nie uśmiechać, żeby ich nie przybyło. Po lekturze fejsbuka wpadałaś w rozpacz, że nie masz hobby, które by Cię rozwijało, nie zwiedzasz z dwuletnim dzieckiem Nowej Zelandii, a na święta Twoja choinka wygląda jak podłączona do prądu miotła, zamiast być gęstym drzewkiem, z lampkami dopasowanymi kolorystycznie do kupowanych na sztuki bombek. Nawet, kurwa, Twoje obiady wyglądały – na tle tych internetowych – jak przeniesione żywcem z baru Apis, tylko bez łyżki na łańcuchu.
Gdy ktoś Cię skrytykował albo zakwestionował jak wychowujesz dzieci – gotowa byłaś się ciąć i skakać w ogień, żeby udowodnić, że się znasz i masz rację, po czym i tak – gdy nikt nie widział – zaszywałaś się gdzieś w kącie z butelką wina i przekonaniem, że do niczego się nie nadajesz, a popełnione już błędy wychowawcze skrzywiły Twoje dzieci na zawsze i ogólnie zmarnowałaś im życie.
Masz tak?
To słuchaj dalej.
Po 40-stce budzisz się któregoś dnia i zaczynasz się zastanawiać po co Ci to wszystko. Dociera do Ciebie, że nawet gdybyś poświęciła zadowalaniu innych resztę swojego życia, to i tak zawsze znajdzie się ktoś, komu nie będziesz pasować.
Schudniesz – skomentuje, że wyglądasz jakbyś była chora, pochwalisz się, że dziecko przespało pierwszą noc – powie „poczekaj aż zacznie ząbkować”. Zrobisz botoks – stwierdzi, że wyglądasz sztucznie, podczas gdy Ty się tak cieszyłaś, że te kurze łapki zniknęły. Zrobisz tatuaż – spyta czy pomyślałaś jak będziesz wyglądać z tatuażami po 80-tce.
Czego się nie dotkniesz – będzie źle. Choćbyś się zesrała, nie dogodzisz wszystkim. I wtedy zaczynasz rozumieć, że to nie o innych w tym wszystkim chodzi, tylko o Ciebie. Ty jesteś najważniejsza. Chcesz mieć ten tatuaż – zrób go sobie, tatuaże są zajebiste i gdybym tylko miała więcej pieniędzy to robiłabym je sobie non stop, jak Chylińska. Chylińska też jest zajebista i wcale nie jest za chuda, dajcie jej spokój. Dajesz dzieciom codziennie słodycze i pozwalasz grać na tablecie, bo chcesz mieć godzinę spokoju oraz masz dość słuchania kłótni lub niekończącego się marudzenia? Kogo to kurwa obchodzi. Kochasz je, tak? Oprócz dawania im czekolady studiujesz godzinami w sklepie każdą etykietę żeby nie truć ich olejem palmowym i syropem glukozowym. Kupujesz im lego i barbie, wcale nie dlatego że są rozpuszczone i dostają wszystko, czego zarządają tylko dlatego, że sama kiedyś barbie nie miałaś i pamiętasz jak Ci było z tego powodu smutno.
Byłaś i jesteś najlepszą matką, jaką te dzieci mają. Kropka. Plus tablet jest dla nich tym, czym dla nas kiedyś była dobranocka o Reksiu, a to że kiedyś było lepiej to gówno prawda. Było inaczej. Dziś nie da się wychowywać dzieci tak, jak w latach 80-tych, nawet mimo przywrócenia w niedzielne poranki Teleranka.
Po 40-stce nagle nabierasz odwagi żeby zacząć się ubierać tak jak zawsze chciałaś. W dupie masz co pomyślą inni. Ścinasz lub zapuszczasz włosy, farbujesz je na różowo. Zapisujesz się na boot camp i wychodzisz, zostawiajac brudne naczynia w zlewie. Idziesz na nowe studia, albo zaczynasz kurs pole dancing, nie przejmując się już tym wystającym brzuchem, Nagle doznajesz objawienia, że nikogo tak naprawdę nie obchodzi, co robisz ze swoim życiem. Każdy – oczywiście – ma na ten temat opinię, ale nikt nie myśli o tym dłużej niż pięć sekund. Dodatkowo jesteś zbyt zmęczona żeby roztrząsać wszystkie za i przeciw. Masz wolne jedno popołudnie w czwartek, miedzy 14 a 17 wiec albo pójdziesz zrobić ten tatuaż albo kolejne wolne popołudnie będziesz miała w październiku.
Po 40-stce nic już nie musisz nikomu udowadniać. Masz męża i urodziłaś dzieci, rodzina się od Ciebie odpieprzyła, że nie jesteś już starą panną. Jesteś szczęśliwa – fajnie, nie jesteś – nagle do Ciebie dociera że możesz się rozwieść, nie musisz się już dla nikogo poświęcać. Nie masz męża, nie masz dzieci – któregoś dnia przestajesz się uśmiechać z zakłopotaniem i zmieniać temat, tylko mówisz wprost, że to Twoja sprawa albo że nie chce Ci się już o tym gadać. Dziękujesz za dobre rady, ale do widzenia. Identyfikujesz toksyczne znajomosci i odcinasz się od nich grubą kreską.
Nie chce Ci się marnować czasu na rozmowy o niczym. Nie chce Ci się robić czegokolwiek dla podtrzymania pozorów. Zamiast wychodzić z ludźmi z pracy i gadać o pracy, wolisz leżeć pod kocem, pić wino i oglądać seriale. W weekendy zamiast organizować dzieciom wolny czas lub sprzątać, kładziesz się i czytasz niewymagającą lekturę. Gapisz się w okno i w końcu nie masz wyrzutów sumienia, że nic nie robisz. Ucinasz sobie drzemkę o 13 i mówisz wszystkim, że Cię nie ma. Dzieci, zszokowane, że przestałaś animować każdą minutę ich wolnego czasu, nagle zaczynaja się bawić w wymyślone przez siebie gry. Kończą, brudne jak świnie, przed 23, podczas gdy Ty, wypoczęta, idziesz tanecznym krokiem po kolejną butelkę wina do lodówki.
Nie odrabiasz za nie lekcji, nie przypominasz o spakowaniu plecaka. Zapomną, będą się tłumaczyć. Lepiej teraz – nauczycielce, niż za 15 lat durnemu szefowi.
W pracy zaczynasz rozumieć, że to pracodawca ma szczęście, że dla niego pracujesz. Nie odwrotnie. Masz doświadczenie, nie boisz się podejmować decyzji, nie spóźniasz się i nie dzwonisz z kacem, że jesteś chora. Można na Tobie polegać. Nie będziesz pracować po godzinach, bo nie wygrałaś podwójnej doby na loterii. Inni zostają? To ich problem, że nie potrafią ogarnąć swoich obowiązków w wyznaczonych godzinach pracy, nie Twój.
Odpuszczasz i nie wkurwiasz się o byle co. Machasz ręką zamiast się awanturować. Ze zdumieniem odkrywasz, że stosując tę metodę osiągasz identyczne wyniki do tych, gdy walczyłaś do upadłego i stresowało Cię każde gówno. Nie rezygnujesz z własnych planów, żeby realizować cudze. Nie biegniesz 100 m bo ktoś przytrzymał Ci drzwi i czeka. Jesteś w szpilkach, nie widać? Albo jesteś w trampkach, ale nie chce Ci się biegać. Zaczynasz mówić „nie” bez podania przyczyny. Nie bo nie, po prostu. Baj.
W końcu – nie czujesz potrzeby mieć racji na każdy temat. Na gównoburzę w internecie patrzysz z rozbawieniem i nie chce Ci się nawet odstawiać kieliszka żeby coś tym matołom odpisać. Niech się kłócą. Niech wiedzą lepiej. Ty nie musisz. Wszystko co „musiałaś”, zrobiłaś lub nie – dawno temu. Teraz będziesz robić co chcesz. To o czym zawsze marzyłaś.
Now is the time.
Go.
Fuck this shit.
Amen. Tyle w temacie. 42 na karku.
PolubieniePolubienie
Malymi kroczkami codziennie udoskonalam sie w „fuck-this-shit-ing”!
A propos wina – po 40, po dwoch kieliszkach (jakiegokolwiek alkoholu) raczej jest kac 2-dniowy albo migrena… wiec z winem tez odpuscilam.
PolubieniePolubienie
To może zacznę już ćwiczyć, bo do tej magicznej liczby to mi zostało – dzizas – 3 tygodnie! 😀
PolubieniePolubienie
Sister, jesteś kozacka, jak nie wiem co!;)
PolubieniePolubienie
dzięki, dzięki, dzięki:)
PolubieniePolubienie
już mam pewien FUCK, do 40 będę mistrzem 😀
PolubieniePolubienie
No i zmusiłaś mnie do odstawienia kieliszka 😉 WELCOME!
PolubieniePolubienie