14 kwietnia 2004
Z odbieraniem telefonów służbowych zawsze były cyrki.
Primo, nikt ich nie chce odbierać.
Secundo, od samego początku pracy, jest to bodajże jeden z większych stresów bo dzwoni np kobiecy głos i mówi „daj mi Wieśka”, a my nie wiemy czy Wiesiek to palacz w kotłowni czy prezes zarządu.
I jeszcze na dodatek nie wiadomo czy szmata, która dzwoni jest pracownikiem kancelarii prezydenta RP, pragnąca umówić prezesa Wieśka na biznes lunch z Olkiem, czy kochanka Wieśka – palacza, czy nie daj boże żona jednego albo drugiego, której oni unikają jak zarazy.
W pierwszej firmie, w której pracowałam, notorycznie nie rozpoznawałam przez telefon prezesa i mówiłam, że nikt nie ma czasu szukać teraz badań marketingowych sprzed 3 lat albo że pani DEREKTOR poszła na zebranie i niewiadomo kiedy wróci i w ogóle o co chodzi, proszę zadzwonić za pół godziny.
Po czym prezes przylatywał z pianą na ustach i pytał się „co to kurwa za idiotka odbiera w marketingu telefony” (dosłownie).
To ja byłam, ale nieważne.
W drugiej firmie był taki magiczny wynalazek, który pozwalał na wygłaszanie przez słuchawkę telefonu komunikatów, które słyszalne były we wszystkich pomieszczeniach.
Np jak ktoś kogoś szukał to dzwonił i mówił, że go szuka i wtedy ta osoba miała szansę schować się do kibla, który był jedynym miejscem, w którym komunikatów tych nie było słychać i potem powiedzieć, że nic nie słyszała, co nie zawsze było słuszną strategią, bo zdaniem niektórych, należało te komunikaty słyszeć nawet na orbicie okołoziemskiej lub na wraku Titanica.
Wynalazek ten był źródłem, nieustannego stresu, zwłaszcza gdy przez telefon padało wypowiadane grobowym głosem sekretarki zdanie „osoba XYZ proszona jest NATYCHMIAST do bawialki”
Bawialka była współczesną salą tortur czyli salką konferencyjną, zlokalizowaną przy gabinecie prezesa i zaproszenie do niej, zwłaszcza w trybie natychmiastowym, nie wróżyło zazwyczaj niczego dobrego.
Osoba wzywana porządkowała wówczas pospiesznie papiery, rozdawała kolekcję łańcuchów ze spinaczy, wygłaszała do współpracowników pożegnalną mowę, pisała naprędce testament, żegnała się z najbliższymi i szła jak na ścięcie.
W trzeciej czyli obecnej firmie jest jakby trochę normalniej, ale za to po angielsku.
Informuję, że można nauczyć się mówić po angielsku i nadal nie rozumieć co ktoś do nas mówi w tym języku przez telefon.
Halo, halo tu brzoza, brzoza ce dwa osiem na kwadrat zero.
Przez pierwsze pół roku unikała telefonów służbowych jak ognia.
Potem odbierałam i udawałam, że na lini są straszne zakłócenia albo że rozmowa została rozłączona.
Potem już było trochę lepiej (tzn nie odkładałam słuchawki i mówiłam YES, NO albo OK).
Po kolejne, zawsze uda nam się odebrać telefon od jakiegoś palanta, który zacznie rozmowę od tego, że „co my tam kurwa mamy w tej firmie za burdel i on chce natychmiast rozmawiać z prezesem, bo jak nie to on zadzwoni do prezydenta USA albo do ruskiej mafii i zajmą się nami chłopaki z miasta”.
I zawsze trzeba być uprzejmym i mieć dobry humor, nawet wtedy jak chce nam się spać albo rzygać pracą i jedyne co mamy ochotę powiedzieć po odebraniu słuchawki to: „nie ma takiego numeru” lub „abonent, do którego dzwonisz jest chwilowo nieosiągalny. Please try again later” albo „spierdalaj chuju”
Ile czasem mnie to kosztuje, to nie wie nikt.
30 października 2003
jezus. no boże.
Jest 16:18, a ja po powrocie z pracy, ściągnęłam płaszcz i buty i zakopałam się w niezrobione od rana łóżko.
No jak może tak padać?
No JAK?
Tak ukośnie i prosto w twarz.
Przecież to jest nieludzkie i o apel do komisji praw człowieka woła.
A miałam iść sobie dzisiaj kupić tę torebeczkę z A-Wear, bo taka ładna była i z kieszonkami i w ogóle.
No i jak ja mam iść w taki ukośny deszcz. I jeszcze sobie chciałam kupić ten balsam z Body Shopu o zapachu coconut.
I wszystko do dupy
A w pracy z mojego biureczka w kąciku, gdzie mogłam skrycie czytać „Politykę” albo – udając że pracuję – pisać notki na bloga – przesadzili mnie na sam środek biura, centralnie pod klimę i jakąś pojebaną jarzeniówkę o mocy 42482409814091809 8509 wat, która mnie oślepia i muszę mrużyć oczy i na pewno po miesiącu dostanę kurzych łapek, ale dofinansowania na przeciwzmarszczkowy krem Diora JUŻ NIE!
I nikt mnie nie kocha.
Nikt, nikt absolutnie. Nikt.
I zimno jest w ogóle i w nocy JNO, przykryty po uszy kołdrą, pyta mi się „co ci jest”, a ja, że nic tylko się trzęsę, bo mi zimno, bo się nie mam czym przykryć, bo on śpi potrójnie zawinięty w kołdrę.
I wiecie co on mi wtedy powiedział?
Wiecie???
TO SIĘ UBIERZ mi powiedział.
A ja mam obsesję i nie lubię chodzić spać poubierana w szale, czapki, anoraki i relaksy, bo tak musiałam spać każdej zimy przez lat 27 i mam dosyć bo w kamienicy kiepsko ogrzewanej miałam przyjemność mieszkać, gdzie spało się pod 4 pierzynami, kocem oraz w towarzystwie termofora i gorącej cegły, zawiniętej w prześcieradło. A poza tym nienawidzę spać w żadnych piżamach czy w czymkolwiek, bo to mi się potem obwija i plącze w nocy wokół nóg, rąk i tułowia i na pewno hamuje krążenie, dusi i można na pewno z tego powodu umrzeć.
I ja teraz mam uraz i nie lubię.
A on mi mówi SIĘ UBIERZ.
Faceci nie mają serca W OGÓLE. Cegłę mają zamiast serca.
Mam w nocy wstać i się ubierać.
Napije się rosołku, bo kobieta może dostać trochę ciepła tylko z garnka, z ugotowana własnoręcznie zupą.
I ta marchewka w tym rosołku taka dobra jest.
no u mnie tez byly cyrki z odbieraniem telefonow przez pierwsze kilka lat. staralam sie siedziec jak najdalej od telefonu i udawac ze nie slysze dzwonienia. teraz raczej nie mam wyboru bo jestem sama w biurze i nie ma komu tego zwalic na glowe…
pozdr
m
PolubieniePolubienie