It will be grand, no worries

Poza upierdliwym przemieszczaniem się do ojczyzny, w Irlandii nie drażni mnie nic.

(ok, poza kierowcami, którzy bez sensu zatrzymują się przed pustym rondem. I tymi, którzy nie używają kierunkowskazów. I pogodą. I służbą zdrowia na poziomie podstawowym. Ojezu,no)

Od 16 lat jestem nieustająco fanką Zielonej Wyspy i Irlandczyków, do niedogodności się przyzwyczaiłam, za to o zaletach mogłabym rozprawiać godzinami.

Brak biurokracji. Rozczulająca niechęć do papierkologii. Prawie wszystko do załatwienia online lub przez telefon. Urzędnicy w urzędach są – o niebiosa – po to żeby ułatwić życie petentowi, pomóc mu gdy zdesperowany czegoś potrzebuje. Minusem tej postawy jest bardzo wyluzowane podejście wszystkich do wszystkiego. Choć może to tylko minus dla mnie, wychowanej na PRL-owskim systemie skomplikowanych dokumentów, rozmazanych pieczątek, nieczytelnych podpisów i niewygodnych krzesełek pod drzwiami ważnych urzędników. Do dziś, jeśli ubiegając się o coś – nie musiałam wypełniać wielostronicowej aplikacji, nie stałam co najmniej 45 minut w kolejce i nie opierdoliła mnie pani w okienku, to sprawa wydaje mi się nie do końca załatwiona .

Irlandczycy mają czas i to czy uporają się z moimi dokumentami dzisiaj czy po długim weekendzie, nie ma dla nich większego znaczenia. Ale tu tkwi właśnie ta subtelna różnica: nie każą komuś czekać bo są tacy zajebiście ważni, tylko dlatego że jest piątek po południu i wolą iść na Guinnessa niż rozprawić się z kolejnym formularzem.

Trzeba to zaakceptować, bo walczyć z tym nie ma sensu, choć początkowo usiłowałam. Strata energii.

Jako naród są dziwni. Od razu mówię, że opisuję wyłącznie swoje doświadczenia, więc jeśli ktoś ma inne to niech nie burzy się, że wypisuję głupoty, tylko pogodzi z tym, że u mnie było tak, a nie inaczej.

Nigdy, przez 16 lat, nie spotkałam się z dyskryminacją z tytułu bycia Polką (nie mówię o sytuacji, w której kogoś wkurwiało, że – w mieszanym towarzystwie – mówię po polsku. Mogę sobie tylko wyobrazić  jak mnie samą wkurwiłoby, gdyby Irlandczycy nagle któregoś pięknego dnia przeszli na irlandzki i zaczęli – całkiem po bożemu – posługiwać się nim w pracy)

Unknown

Nigdy nikt mi nie zarzucił, że zabieram zajęcie Irlandczykom, wiele razy natomiast dziękowano mi za jakość mojej pracy i chwalono jako osobę, na której zawsze można polegać i która nie dzwoni skacowana do pracy – twierdząc że jest chora (Polacy ogólnie zanim zadzwonią do pracodawcy, że mają, nie wiem, galopujące suchoty lub malarię i naprawdę nie mogą przyjść – zastanowią się tysiąc razy. To efekt polskiej szkoły zastraszania i wieloletniej tresury, że jak nie ty, to na twoje miejsce jest przecież dwudziestu chętnych, więc dobrze przemyśl, czy naprawdę jesteś chora).

Nigdy nie spotkałam się z wrogością, tysiące razy za to z zaciekawieniem i wyrażanym wprost podziwem, że tyle lat tu jestem, świetnie mowię po angielsku i tak dobrze sobie radzę. (Irlandczycy to WIEDZĄ. Jak strasznie trudno jest żyć tyle lat, bez wsparcia, rodziny i przyjaciół, za granica. Polacy w kraju albo udają, że ten temat nie istnieje albo prezentują rodzaj chorej satysfakcji: CHCIAŁAŚ, TO MASZ)

Z drugiej strony ajrisze są bardzo distant. Tak, w pubie opowiedzą przypadkowo spotkanej osobie całe swoje życie, rozstając się – najebani – zawrą przymierze krwi i obiecają przyjaźń do grobowej deski, ale następnego dnia uśmiechną się tylko wymijająco i pójdą w swoją stronę. Pochodną tego jest ich niewtrącanie się w życie innych. Możesz sobie być różowa w niebieskie kropki. Zielona w paski. Możesz się ubrać jak chcesz, a zamiast szalika założyć na szyję żmiję miedziankę. Nikogo to nie obchodzi. Nie zaglądają nikomu w okna, nie wtrącają się jak wychowujesz dzieci, nie komentują tego czy na obiad masz schabowego czy żyrafę w galarecie. Zresztą wynik referendum na temat małżeństw tej samej płci mówi sam za siebie.

Osobny temat to szkoła. Ilekroć moje serce, absurdalnie tęskniąc za tatrzańskimi szlakami, zaczyna namawiać mnie do powrotu i zatrudnienia się w pierwszym lepszym górskim schronisku do mycia podłóg, głowa zawsze wali je młotkiem i krzyczy: DZIECI. DZIECI MUSZĄ TU CHODZIĆ DO SZKOŁY. Nie wiem co szkoła robi dzieciom, ale perspektywa opuszczenia choćby jednego dnia wywołuje u calej trójki histerię i płacz. Szkoła jest „equality based” czyli wspiera dzieci tak, aby każde, bez względu na swoje ograniczenia, mogło osiągnąć ten sam cel. Obojętnie czy jest białe, czarne, zielone czy na wózku. W szkole nie ma religii. Żadnej. O każdej się mówi, żadnej się nie wyznaje. Julka wróciła kiedyś z lekcji i spytała czy jestem katoliczką. Odpowiedziałam, że już nie i spytałam czy ona chciałaby nią zostać. „Ja jestem agnostykiem, mamo” – odparła z godnością 9-latka, a mnie łyżka spadła do pomidorowej z ryżem.

Absolutnie rozczula mnie pani dyrektor, która codziennie przechadza się wśród dzieci o poranku i można do niej w każdej chwili pójść i zapytać o wszystko. Od razu mam przed oczami gabinet dyrektorki w swojej podstawówce, marmury, paprotki w doniczkach, sekretariat z barierką i nabzdyczoną sekretarkę. Pani dyrektor będzie miała wolny termin za 3 tygodnie miedzy 14:15 a 14:17. Proszę na piśmie udokumentować potrzebę spotkania, a my się ustosunkujemy odmownie.

Irlandia nie przytłacza, nie przygnębia. Jest zielona, wesoła, nie przejmuje się wszystkim tak bardzo. Polakowi na Wyspie najtrudniej chyba wyluzować, przestać marudzić, widzieć wszystko w czarnych kolorach i zacząć żyć tym samym rytmem, którym żyją Irlandczycy. Piździ? Co zrobić, taki mamy klimat. W maju o poranku jest 1 powyżej zera – „It’s a fresh morning, isn’t it” Ktoś nie załatwił twojej sprawy – na pewno zrobi to jutro. Albo za tydzień. It will be grand, no worries.

I tyle. Alergie mam tylko na jedno. Na Polaków, którzy mieszkają na Wyspie i narzekają na wszystko – Irlandię, pogodę, Irlandczyków, ruch drogowy, sklepy, mieszkania i pracę. Ilekroć to słyszę, to na usta pcha mi się rada od serca: WYPIERDALAJ. Nie zajmuj mi miejsca w pociągu, nie blokuj stanowiska pracy, nie ciągnij kasy z socjala bo nie życzę sobie żeby moje podatki szły na twoje utrzymanie. Nie psuj mi opinii, na którą tyle lat pracowałam. Nie podoba się, to won do Polski. Pomimo stażu dłuższego niż ktokolwiek inny, ja wciąż czuję się tu gościem, a w gościach trzeba umieć się zachować. Jeśli wizyta nie spełnia moich oczekiwań, to żegnam się, wychodzę i nie wracam, a nie wybrzydzam, że jedzenie niedobre, a w kiblu brudno. Proste.

5 myśli w temacie “It will be grand, no worries

  1. Oj, nie kuś, nie kuś. Mąż mnie ciągnął do Irlandii, ale Brexit ostudził jego zapał. Ja się nigdzie nie wybieram, Polska jaka jest, każdy widzi, ale czuję się tu na swoim miejscu. Cieszę się, że Tobie jest dobrze tam.

    Polubienie

  2. ok, ja tylko dodam dwie uwagi:
    1. fajnie ze twoje dzieci chodza do szkoly bez wyznania bo moga poznac inne religie itp. – my na wsi raczej nie mamy wyboru, jest tylko katolicka szkola, co prawda „very inclusive catholic ethos” school. chodza do niej wszystkie wyznania. nie mam nic przeciw temu, jestesmy katolikami (razcej nie przykladnie praktykujacymi) ale moge sibie wyobrazic jedyna rodzine muzlumanow, szczegolnie w maju, miesiacu komunii i bierzmowan (jak to sie pisze?!)…
    2. do twojego ostatniego paragrafu dodalabym ze bardzo wkurza mnie kiedy slysze okropne bluzgi (nie jakies staromodne k*** i ch** tylko take soczyste…), nadal niektorym wydaje sie ze sa jedynymi polakami na wyspie i nikt ich nie rozumie…

    pod reszta moge sie podpisac dwoma rekami – tez tak mam…
    pozdr
    m

    Polubienie

    1. Gosiu, ja sie smieje, ze to szkola nas wybrala, nie my szkole. W czasie gdy Julke trzeba bylo zapisywac kolo nas byla tylko Educate Together, nic innego, dlatego tam poszla. A przy blizniaczkach juz wiedzialam, ze ta i zadna inna 🙂 Pozdr.

      Polubienie

  3. I jeszcze dodam, ze jako urodzona i wychowana w duzym miescie lodzi ktore jest wielkosci dublina, wkurza mnie brak transportu publicznego. I to juz nie mowie o autobusach czy pociagach na terenie reszty kraju ale w samym dublinie gdzie sa 2 (slownie dwie) linie tramwajowe I to nie polaczone ze soba… kiedy moj maz zobaczyl mape polaczen tramwajowych w lodzi to nie mogl sie nadziwic ze jednak mozna inaczej!

    Polubienie

Dodaj komentarz