Część 2

Pierwsze dwa – cztery tygodnie brania leków wcale nie są lepsze. Poprawy albo nie widać, albo widać ja bardzo powoli, głowa wciąż świruje, stres nie odpuszcza, często w ogóle jest gorzej niż było. Tydzień po wizycie u lekarza musieliśmy pojechać na ceremonię przyznania obywatelstwa i żal mi i smutno, bo gówno z tej wycieczki miałam, zero ekscytacji, zero radości, chciałam tylko wrócić do domu i się położyć. Ani się napić ani rozluźnić. W międzyczasie jeszcze się okazało, że wada wzroku, zmieniła mi się diametralnie – krótkowzroczność się zredukowała, dalekowzroczność pogłębiła, miałam wrażenie, że okulary przestały mi pasować dosłownie z dnia na dzień (co jest nieprawdą, od tygodni musiałam je zdejmować do czytania i pracy przy kompie, ale nie zajarzyłam dlaczego), a GAD i tak wyguglał, że to rak mózgu. Chwilę później dostałam ropnego zapalenia dziąsła, do prochów doszedł antybiotyk z absolutnym zakazem w ogóle przebywania w tym samym pomieszczeniu, co alkohol. Byłam w takim nastroju do oblewania nowej ojczyzny, że ja pierdole. 

Beta blokery zatrzymały migreny, ale ich skutki uboczne wcale nie były różowe i wszystkie poranki nadal wyglądały jak podróż rozhuśtaną żaglówką po wzburzonym morzu, na dodatek we mgle. Bywało że budziłam się i usiłowałam przypomnieć sobie w głowie tabliczkę mnożenia. Dochodziłam do 7 i chuj. Ile to 7×6? 38? A może 46? Nie miałam pojęcia i doprowadzało mnie to do rozpaczy, byłam przekonana, że tak już zostanie. Wata zamiast mózgu. 

Unknown

Najgorsze w ogóle jest przeświadczenie, że przecież trzeba wstać i się ogarnąć. Owszem, jest jakiś problem, ale w żaden sposób niemierzalny, bardzo subiektywny i przecież może gdybym trochę bardziej się wysiliła to dała bym radę. Ciekawe, że nikt jakoś nie myśli że musi się ogarnąć przy zapaleniu płuc, złamanej nodze, alergii, grypie albo bólu zęba. Idzie się do lekarza po leki i kładzie do łóżka. Uważa na siebie. Daje się organizmowi czas na to, żeby się zregenerował i odpoczął. Leżąc w gipsie dwa lata temu nie uważałam, że jeśli pójdę pobiegać to noga się szybciej zrośnie, chorym dzieciom nie każę iść na trening, żeby je zahartować i pomóc pozbyć gorączki. Dlaczego z głową jest inaczej? Skąd ten wewnętrzny przymus ogarnięcia się i pozbierania do kupy w najkrótszym możliwym czasie? 

Terapia… Byłam na trzech (czekam na kolejną), nic z nich konkretnego nie wyniosłam. Oczekiwałam rzeczowego podejścia i narzędzi lub ćwiczeń do wytrenowania mózgu, zresetowania myślenia, nie smętnego pierdolenia o przeszłości i dlaczego mi smutno. Ponieważ podobno najlepsze wyniki przynosi terapia behawioralno – poznawacza (CBT therapy), nabyłam drogą kupna książkę i dopiero ta zaczęła otwierać mi oczy. Fora, na których ludzie opisują dokładnie te same problemy, objawy, skutki uboczne. A więc nie jestem wariatką, nie jestem sama. Nikt z nas nie jest, byle przestać udawać przed sobą, że nic się nie dzieje i wszystko jest w porządku. Nie umieram, nie tracę zmysłów – tak jak wytrenowałam mięśnie brzucha, tak samo będę w stanie wytrenować mózg, żeby nie reagował jak pojebany. Ale nie zrobię tego w tydzień ani w miesiąc, choć z tym właśnie najtrudniej jest się pogodzić. 

Dzieci oczywiście głupie nie są i mamo po co ci ta książka oraz dlaczego tak długo nie chodzisz do pracy. Powiedziałam prawdę. Ogólnie zawsze mówię im prawdę przy niewygodnych pytaniach, bo nie chce mi się kombinować i wymyślać bzdur. Opowiedziałam co to GAD, co powoduje, dlaczego trzeba uważać na objawy – u siebie i u innych. Moja mama też chorowała i to znacznie gorzej, ale ja to wiem, rozumiem i widzę dopiero teraz. Wtedy to było tabu, nikt dzieciom o niczym nie mówił, a ja nie rozumiałam dlaczego mnie odtrąca i nie kocha. Z tego powodu zakładam, że każda z moich córek na jakimś etapie życia też będzie musiała się z tym zmierzyć więc zrobię teraz wszystko, żeby je wyposażyć w całą wiedzę, jaką uda mi się na ten temat zdobyć.

Na chwilę obecną mierzę się tylko z jednym dniem na raz. Planuję tylko najbliższą godzinę. Uczę się kontrolować i rozluźniać ciągle i non stop spięte mięśnie, nie panikować jak fizyczne symptomy wciąż nie odpuszczają. Nie oczekuję, że nagle magicznie osiągnę zen i wyluzuję, GAD nadal jest członkiem rodziny i jeszcze długo nim będzie, a energię należy skoncentrować na tym, żeby nie robił więcej takiego spustoszenia jak smok Danki w ostatnim odcinku Gry o Tron. 

Swoją drogą wszyscy tak najeżdżają na tą Daenerys, że ojezu i co jej odjebało.

Serio?

Gdybym nie była na prochach i miała smoka…

5 myśli w temacie “Część 2

  1. Trzymam za Ciebie kciuki i wierzę, że dasz radę. Ja miałam terapię i bardzo mi pomogła. Wiem co mam i jak sobie z tym radzić. Niestety to jest jak katar, wraca, ale ja już tak nie panikuje i staram się nie stresować bólem głowy czy nogi, że to od razu rak czy udar. Ważne, żeby o tym mówić nie robić z tego tematu tabu. Moja mama też chorowała, w sumie nadal choruje więc wiem jak ważne jest rozmawianie o tym. Pozdrawiam i zostawiam przytulasa 🙂

    Polubienie

  2. na GADach znam się częściowo. sygnalizuję, że u mnie ropne zapalenie dziąseł było wisienką na torcie przy podejrzeniu niedoczynności tarczycy – azaliż potwierdzonego. trzymaj się.

    Polubienie

  3. chce przeslac zyczenia powrotu do zdrowia. zagladam tu i jakos nigdy nie mam okazji ani weny zeby cos od siebie dopisac. ale mysle o tobie i mam nadzieje, ze malymi krokami ale idzie ku lepszemu.
    Magda

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s