Banały

Nie bede szla w banały ze co to był za rok i ojezu, bo wszyscy wiemy. 

Z perpspektywy personalnego rozwoju był to najważniejszy rok w moim życiu. Bo to nie te łatwe i lekkie lata są przełomowe, oj nie. Zrobiłam dla siebie w tym roku najwiecej w ciagu ostatnich 47 lat. Zadbalam o siebie tak jak o własne dziecko, a nawet lepiej, bo dziecko dorobiło się anemii, a ja nie.

Tak, wiem ze każdy czeka na info co z tym PMem i zdjęciem na sofie.

Nic no. Związek przetrwał, choć większość roku byłam samotna matka, bo po całym tym wiosennym burdelu, PM pojechał pracować do UKa. To co napisze to banał, ale również – jak każdy banał – święta prawda. Ten rok nas zmienił. Każdy rok nas zmienia, ale raczej powoli i niedostrzegalnie, podczas gdy ten dokonał zmian rewolucyjnych. I dziś, w grudniu 2020 nie jesteśmy tymi samymi ludźmi, którymi byliśmy w grudniu ubiegłego roku, co dopiero mówić o ludziach, którzy 15 lat temu przysięgali sobie być na dobre i na zle. Zasadnicze pytanie, na które na razie nie znam odpowiedzi, ale na które również NIE MUSZE tu i teraz tej odpowiedzi znać, to – czy jako ci nowi ludzie – nadal chcemy ze sobą być. Nie chcemy się rozstać, tyle na razie wiemy i tyle musi starczyć. 

Ale rok 2020 opuszczam jako superwoman. Tak się czuje. 

I ponieważ nikt z bliskich osób mi tego nie powie, to proszę powiem sobie to teraz sama: zajebiscie dałam radę. Ogarnelam wszystko. Siebie, dom, dzieci i prace. Śpiewająco. Nie padłam na ryj, nie załamałam się. Odkryłam pokłady sił, o których nie wiedziałam ze istnieją. Tzn wiedziałam, ale myślałam ze ich eksploatacja wykończy mnie do cna i za sięgnięcie do tych zasobów zapłacę zdrowiem – albo fizycznym albo psychicznym (jeszcze nic nie wiadomo haha). Oczywiście nie jestem taka zajebista sama z siebie, bo wciąż jadę na prochach oraz gadam z terapeutka, czego NIE ZNOSZE, ale widzę pożytek, więc nie rezygnuje.

Jak napisze ze najlepsza rzeczą, w kontekście życia personalnego, jaka przytrafiła się w tym roku była korona to wyjdzie ironia 2020, ale tak. 

Gdyby nie wirus nie byłoby zdalnej pracy. Gdyby nie było zdalnej pracy nie ogarnęłaby niczego. W zdalnej pracy czuje się jak prezes banku centralnego. Nikt mnie nie wkurwia. Dałabym radę rządzić światem zza tego stołu w living rumie. 

W 2020 przestałam ostatecznie wierzyc w lepsze jutro i ze wszystko będzie dobrze. Nie będzie. Życie (znów banał) jest jak komputerowa gra – każdy level jest trudniejszy, a na końcu kończą nam się życia i umieramy. Plusem jest to, ze na każdym levelu nabywamy nowe skillsy i w sumie jest trudniej, ale jest łatwiej. Dlatego nie warto czekać na łatwiejszy level, bez zasadzek, zdrad i ciosów w plecy, bo takich już nigdy nie będzie. Należy się uczyć sobie radzić (banał) i zawsze w każdej sytuacji maseczkę tlenowa zakładać najpierw sobie. Czy w związku z utrata wiary w lepsze jutro nic mnie już nie cieszy? Ależ! Cieszy mnie więcej niż kiedyś, bo nie odkładam radości z głupot na lepsze czasy, tylko celebruje je sobie tu teraz. Mało już wierze w ludzi, w miłość do grobowej deski, w uczciwość i sprawiedliwość, ale wierze w siebie. Nikt mi już nie jest potrzebny do udowodnienia, ze się nadaje.

W tym roku poszłam również w minerały i kamienie półszlachetne. Kupiłam se taki np labradoryt wielkości dłoni, w kształcie (banał) serca i z nim śpię, bo mnie uspokaja. W internecie czytam: 

„Labradoryt nazywany jest „Świątynią Gwiazd” i przynosi jasność myśli jednocześnie otwierając na mądrość Wszechświata. Uważany jest za kamień przynoszący ulgę przy stanach niepokoju, beznadziei i depresji, zastępując je entuzjazmem, wiarą w siebie i inspiracją. Rozprasza negatywną energię przynosząc zrozumienie dzięki jasności myśli”. 

Ja tam go lubie bo jest gladki, mily w dotyku, a pod wpływem ciepła dłoni rozgrzewa się i trzyma to ciepło bardzo długo. 

Potem gadam z terapeutka i mówię, ze czuje się jak debil, bo wierze, ze kamień mi pomaga, na co ona spokojnie mi mówi, ze będzie mi pomagać wszystko czemu mój mózg nada moc pomagania.

Milczę i trawie co powiedziała, bo czuje ze to jakaś przełomowa i odmieniająca życie informacja.

Ze jak?

Ze jak wezmę patyk i uwierzę, ze to czarodziejska rozdzka to będę mogła czarować? Ze jak sobie wmowie, ze nie mogę bez kogoś żyć, to faktycznie nie będę mogła oddychać, gdy go nagle zabraknie, a jak w końcu uwierzę, ze jakość mojego życia nie zależy od osób towarzyszących tylko od mojej głowy, to spokojny oddech wróci? 

Przemyślałam i uwierzyłam, ze labradoryt mnie uzdrawia, trudno. 

(Powyższy paragraf jest najważniejszy z całej notki, przeczytajcie go UWAZNIE jeszcze raz)

Poniżej zostawiam wam listę gwiazdkową prezentów dla siebie samej. To rzeczy, które od miesięcy pomagają mi czuć się lepiej. Może dlatego, ze pomagają, a może dlatego, ze wierze ze pomagają. Nie ukrywam, ze po spisaniu okazało się, ze to zestaw dla emerytów. Nic nie poradzę.

  1. Aplikacja do ćwiczeń Anny Lewandowskiej – wcale nie dlatego ze jest żona Roberta. Rok temu w czarny piątek kupiłam pierwszy raz dostęp, żeby wypróbować, w tym roku wykupiłam dostęp dożywotni. Najpierw chciałam z nią schudnąć, potem (jak przytyłam), chciałam wyrzeźbić sylwetkę, teraz mam już wyjebane i ćwiczę żeby dobrze się czuć. Jestem 100% pewna, ze co najmniej polowa mojego dzisiejszego samopoczucia to dobra forma fizyczna. Aplikacja jest zajebiscie dopracowana merytorycznie, trzymając się planów nie da się nią zajechać ani przetrenować. Diety i przepisów nie próbowałam, bo to nie moja kuchnia.
  1. Pranamata – wiem ze reklamują je już prawie wszystkie celebrytki  i wiem, ze droga, ale leżę na niej prawie codziennie od zapaści wielkanocnej zapaści w 2019. Jak przez trzy dni nie leżę, to płacze potem z bólu (plecy). Miałam tania wersje z Amazona i nijak ma się do oryginalnej. Niestety. Za moim poleceniem kupiło już ja kilka osób i żadna nie żałuje
  1. Kołdra grawitacyjna – komfort i spokój, naprawdę. Śpi się pod tym rewelacyjnie.
  1. Poduszka ciążowa w kształcie litery C – zamówiłam, gdy okazało się, ze w nocy budzi mnie ból pleców. Ale taki solidny, co nie pozwalał z powrotem spać. Poduszka i zmiana pozycji do spania rozwiązała problem. W połączeniu z kołdra grawitacyjna to sleep dream team. 
  1. Wełna. Wiedząc ze będę zimę spędzać w zimnym mieszkaniu, wyjebalam polowe garderoby. Akryl i wszystkie sztuczne materiały poszły w pizdu. Na ebayu zaczęłam polować na ciuchy z wełny merino i kaszmiru, okazało się, ze za bezcen można kupić perełki. Do spania kupiłam wełniany koc, bo oprócz bólu pleców budziły mnie również uderzenia gorącą. I stal się cud. Przestałam się przegrzewać. Przestałam marznąć. Przestałam się budzić spocona jak świnia. Nawet nie wiedziałam jakim komfortem jest życie w ciuchach, w których nie jest ani za gorąco ani za zimno. 
  1. SAD light. Lampa na smutek zimowy (seasonal affective disorder). Tak naprawdę jeszcze nie wiem czy coś konkretnego daje czy nie, bo dopiero ja wyciągnęłam, ale wierze, ze coś tam ta w te ciemne zimowe poranki przed komputerem.

Nie był to tani rok, no nie. Ani łatwy. Nie łudźcie się ze następny będzie łatwiejszy, tylko upgrejdujcie skille.

Nie umiem tego powiedzieć jeszcze wyraźniej, ale DBAJCIE O SIEBIE I PRZEDE WSZYSTKIM O SIEBIE. Nie poświęcajcie się dla nikogo. Badzicie sobie kochającą mama, tata, najlepszym przyjacielem i kochankiem czy kochanka. Resztę traktujcie jako bonus od życia ❤

A wpis sponsorowała Zdzisława Sośnicka, z kawałkiem (nomen omen) „Pożegnanie z bajka”, której sobie od 2 godzin w kółko słucham…..

12 myśli w temacie “Banały

    1. Mam ogromną prośbę -czy możesz potwierdzić, że po paru latach używania Pranamaty -nadal byś ją poleciła? Po przeczytaniu Twojego posta zaczęłam interesować się tematem i jestem ciekawa Twojej opinii😊wiadomo, ciekawi mnie tez czy nadal jej używasz czy gdzieśtamleżyizbierakurze🙄. Serdecznie pozdrawiam

      Polubienie

      1. Używam codziennie!!!. Śmieje się ze to moja ładowarka, bo faktycznie po godzinie na macie wstaje jak nowonarodzona. Jak nie używam kilka dni bo mi się nie chce, to nie ogarniam bólu pleców. Wciąż polecam, chociaż dzisiaj pewnie wybrałabym inny brand, niekoniecznie tak drogi 😉

        Polubienie

  1. Jesteś niesamowita, tego mi było trzeba w ten szary, wietrzny i depresyjny poranek. Dzięki za ten tekst, w zasadzie za wszystkie teksty, bo stawiają mnie na nogi, a łatwo nie jest. Masz taką umiejętność ubierania we właściwe słowa tego, co każdej z nas gdzieś tam się pewnie kołacze po głowie – u ciebie to nagle zyskuje taką formę, że jest jak objawienie. Dzięki tobie myślę, że może jeszcze da się coś z tym moim życiem zrobić 🙂
    Pozdrawiam.

    Polubienie

  2. Ta notka to najlepszy prezent mikołajowy…. Od Ciebie dla mnie….
    A poza tym to się zajebiście cieszę że dałaś radę 🙂 jednak „siła się kobietą” to nie pierdu pierdu. Najlepszego Sis…

    Polubienie

  3. Zdanie klucz podkradam, bo czuje, ze kurna jak rozkminie jak je tu wprowadzic w zycie to jakbym wygrala w totka!!! A Ty juz nie raz mi zaimponowalas, ze jak sie chce to sie da. I prosze to przyjac jako komplement!!!!

    Polubienie

  4. Trafilam tu zupelnie przypadkiem, a moze to nie przypadek? Tyle dobrych, madrych slow. Potrzebnych…dziekuje Ci. Mam nadzieje, ze bedziesz tu pisaci ze trzymasz sie pozytywnie.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s