I’m grand

Dzisiaj moi drodzy notka, której napisanie planowałam od wieków. Angielskojęzyczne zwroty, które używane przez Irlandczyków, oznaczają kompletnie coś innego, niż wynikałoby to z google translator i z logicznego myślenia. Przejechałam się na tym nieskończoną liczbę razy, opowiadając np z detalami i w szczegółach swoje poranne samopoczucie zdezorientowanym ajriszom, którzy – rzucając mi w przelocie w biurowej kantynie „How are you” – chcieli po prostu się przywitać, a nie wysłuchać narzekań na wyspiarską pogodę, korki i kaca giganta, z którym się zmagam. 

Z czasem ogarnęłam, że na pytanie „How are you” (wersja dla zaawansowanych lub zabieganych: „Howiya”) należy odpowiadać krótko, zwięźle i w podobnym tonie: „I’m grand/ good/ fine” i w żadnym wypadku nie wdawać się w dyskusje o dzieciach, polityce, irytującym współmałżonku lub szefie – debilu. Zaznaczam, że na how are you, zawsze wypada odpowiedzieć identycznym pytaniem zwrotnym, bo inaczej wyjdziemy na nieokrzesanego chama, Irlandczycy i tak nam odpowiedzą „good, good”, a my – bez rzuconego pod ich adresem howiya – poczujemy się głupio i nie na miejscu.

keep-calm-it-ll-be-grand

Inne sformułowania, którymi mieszkańcy zielonej wyspy mogą nas chcieć powitać to „Any craic?/ what’s the craic?” (craic to celtyckie słowo najbardziej zbliżone do angielskiego „fun”), „what’s the story” (nie wymyślamy na poczekaniu żadnej story, błagam), „how’s it going”, „how are you feeling” albo (jak ktoś jest już bardzo zmęczony, ale nie chce wyjść na gbura) „alright?

Najlepszą i najbardziej irlandzką odpowiedzią na wszystkie powyższe pytania/ powitania, wyspiarskim zdaniem – kluczem, którym opiszemy prawie wszystko – każdą emocję, każdy stan ducha i każde wydarzenie, w którym uczestniczyliśmy jest magiczne:

I’M/ IT’S GRAND, lub wersji dla gaduł: SURE, I’M/ IT’S GRAND. Czyli:

Jest ok. Nie jest ok. Jest do dupy. Mam dosyć. Mogłoby być lepiej.  Nie chce mi się gadać. Jestem zmęczona. Jest fajnie. Jest beznadziejnie. Ujdzie w tłoku. Obleci. GRAND ma ten szczególny podtekst, który informuje, że co prawda nie jest najgorzej, ale to jak jest, jest kosmicznie dalekie od naszych prawdziwych oczekiwań. Czyli jeśli na pytanie „How was your weekend” ktoś nam odpowie „It was grand” to odpowiedź należy odczytać następująco: W miniony weekend nikt nie umarł, nie spalił nam się dom, nie było powodzi i nie zepsuł się samochód. Jednocześnie nie zostało nam podane śniadanie do łóżka, dzieci wyły od rana do wieczora, deszcz napierdalał w poziomie oraz po raz kolejny nie trafiliśmy szóstki w lotto. It was grand. Po prostu. 

GRAND użyte w rozmowie z kimś kto jest naszym przyjacielem może skłaniać do kolejnych pytań, bo sugeruje lekki smutek i ból przemijania, natomiast GRAND użyte w rozmowie z nieznajomym lub usłyszane przy biurowym ekspresie do kawy oznacza GRAND i koniec. I nie drążymy. 

Inne zastosowanie grand może oznaczać „dzięki, nie potrzebuje pomocy”, zwłaszcza w odpowiedzi na pytanie „are you ok?” (czy mogę ci jakoś pomóc) i tej formy możemy również użyć w odniesieniu do naszego interlokutora, który z dobrego serca proponuje nam jakąś przysługę, ale my jej w danej chwili nie potrzebujemy. 

– I’m going to the shop, will I get you anything?

– No, you’re grand

– Do you need any help with this task?

– Thanks, I’m grand.

Najbliższe GRAND w kontekście emocjonalnym jest FINE. Are you ok? Yeah, I’m fine. Czyli: I’m not really fine, ale takie jest życie i nic na to nie poradzisz. Fine, jako FINE!!! w rozmowach damsko – męskich oznacza natomiast dokładnie to samo co po polsku: spierdalaj/ nie odzywaj się do mnie. 

I jeszcze do tej samej grupy tekstów możemy zaliczyć „not too bad”. Not too bad czyli o niebo lepiej niż grand/ fine, nasz Irlandczyk jest pod mega dużym wrażeniem, ale oficjalnie tego nie przyzna. Ogólnie jeśli pracy, którą wykonaliście zostaje przez innych oceniona na not too bad to możecie się poklepać po ramieniu, bo spisaliście się zajebiście dobrze. 

Rozmawiając z wyspiarzami, często można usłyszeć: I will, yeah. Nie dajcie się zwieść. Dosłowne tłumaczenie tego zwrotu to: zapomnij, nigdy tego nie zrobię. Ajrisze potrafią powtarzać to w nieskończoność, a napływowa ludność głupio wierzy, oczekując aż obietnica zostanie spełniona. 

Mój absolutnie ukochany irlandzki zwrot to: GO AWAY! (lub, w relacjach z kimś bardzo zaprzyjaźnionym: FUCK/ FECK OFF!!!). Nie, nie. Wbrew pozorom nie należy kończyć konwersacji, iść sobie, obrażać się i zrywać znajomości. Oba zwroty to wyraz maksymalnego zainteresowania słuchacza tym, o czym aktualnie opowiadamy. 

– I met Pierce Brosnan yesterday (tak btw czy ktoś jeszcze tu pamięta gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach spotkałam w Irlandii Pierca Brosnana???)

– FUCK OFF!!!! W wolnym tłumaczeniu: Pierdolisz? Naprawdę??? Gdzie??? Jak??? Kiedy? Jak wyglądał????

Równie często możemy usłyszeć dwa zwroty: „That’s gas” (to jest strasznie śmieszne/ zabawne) jak i „bollox”, które użyte w zdaniu oznacza bullshit, a jako wykrzyknik, po tym jak np spadła nam na nogę cegła, najbardziej zbliżone jest do naszego swojskiego „kurwa!”

No i irlandzki sposób kończenia rozmów przez telefon.

Polacy mówią bye i rozłączają się, podczas gdy ajrisze przez następny kwadrans trzymają jeszcze słuchawkę przy uchu, żegnając się „bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye bye. Bye” 

Może ktoś z czytających mnie lokalsów dorzuci jeszcze jakieś zwroty?

14 myśli w temacie “I’m grand

  1. Pamiętam, jak za pierwszym razem zdumialo mnie pytanie „Are you happy with it?”
    Tak osobista sprawa mojego poczucia szczęścia w jakiejś smiesznej biurowej sprawie, nijak nie wiedziałam, jak zareagować 🙂

    Polubienie

  2. Oczywiście odpowiadam jako nie lokals, za to z rozległą rodziną Osobistego Anglika obficie rozsianą dookoła całe globu – dobrą odpowiedzią na „How are you” jest „belting” tudzież „bloody belting”. Tudzież na większość pozostałych zwrotów, no może oprócz zakupów (tu dostałabym pełną listę) i Pierce’a Brosnana (no shit!!!! albo who the fuck is he???).

    Polubienie

  3. Tu w UK, „how’s it going?” (I mean, what and where is it off to???) tez jest bardzo popularne i odpowiedz w stylu „not too bad”, „yeah all good mate”, i standardowe „good thanks” co moze oznaczac ze wlasnie rozwalilas samochod albo wygralas w totka. who knows.
    W Australii doprowadzalo mnie do szalu „she’ll be right, mate” co oznacza ze wszystko bedzie gites. Albo „no worries” co oznacza wszystko i nic.
    I „have a good one”. have a good one what? evening? walk? mood? crisp? noone knows.
    A! I jeszcze (w obu krajach): „ta mate”. W ogole przez dlugi czas nie mialam pojecia o co im kurna chodzi z tym ta, dopoki mi ktos laskawie nie wyjasnil.

    Polubienie

  4. Ja pamiętam, jak spotkałaś Pierca’a Brosnana, ja! Pracowałaś jako wolontariuszka na olimpiadzie dla niepełnosprawnych i zastanawiałaś się, czy będziesz tłumaczyć „out” na „ałt”. Trochę mi dziwnie z tym, że to pamiętam…

    Polubienie

    1. O MY GOD. Normalnie klekam i chylę czoło. To było w 2003 roku i uwierz mi ja o tym zapomniałam, tylko ostatnio czytałam starego bloga i akurat natknęłam sie na tamta notke. Normalnie slow mi brak. Szacun!

      Polubienie

  5. Anglicy chyba sobie od Irlandczykow zapozyczyli slowo „sounds” jako „bardzo dobrze”, „swietnie”. Ale dlaczego „sounds” to nie wiem. Mnie chyba w Angli najbardziej zaskoczylo pierwszy raz uslyszane pytanie „How the devil are you?” Nie dosc, ze raczej doslownie go sie nie tlumaczy, to zanim dosluchalam sie tego devila tam, to raczej mi dewolaj wyszedl 😀

    Polubienie

Dodaj komentarz