Gad

Jestem osobą, która od lat boryka się z problemem anxiety, w angielskim jest nawet bardzo adekwatny skrót GAD oznaczający Generalized Anxiety Disorder. Każdy ma swojego GADA, co go gryzie, proszę. Mój Gad sprawia, że przejmuję się wszystkim, każdą pierdołą, zwykłe życiowe perturbacje wywołują u mnie strachy wcale nie na lachy i lęki, które paraliżują oraz bardzo utrudniają codzienne funkcjonowanie. W miarę upływu lat trochę nauczyłam się z Gadem postępować, wiem że przesadza, że ma skłonności do bycia drama queen, nie przepada za kawą i alkoholem oraz spierdala gdzie popadnie, gdy tylko zabieram się za jakąkolwiek aktywność fizyczną, w związku z czym zniechęca mnie do jej wykonywania, tak jak potrafi. Gdy idę do pracy zawodowej, Gad się bardzo nudzi i najczęściej zasypia, najbardziej lubi godziny późnowieczorne, a szczególnie te tuż przed pójściem spać. Gad, niczym rasowa wróżka, potrafi przewidzieć negatywne skutki absolutnie wszystkiego oraz ma kilka Oskarów w kategorii najbardziej absurdalny scenariusz (oryginalny i adaptowany).

Przez lata poczyniłam wiele wysiłków, żeby nawet nie tyle aby Gada się pozbyć, co uczynić koegzystencję z nim w miarę znośną. Bo nie można już z czymś walczyć, nie nie, walka wykańcza i odbiera siły, przeciwności należy nauczyć się akceptować, a takiego Gada w ogóle to powinnam pokochać i najlepiej wyhaftować mu poduszeczkę z inicjałami, żeby dobrze się u mnie czuł i czynił jak najmniej spustoszenia. Problemów z tym podejściem jest kilka. Gad np nie lubi kawy i alkoholu, więc najlepiej powinnam je odstawić. Fajnie, ale co ze mną. JA LUBIĘ KAWĘ I WINO. I co teraz. To tak jakby długofalowo mieć gości (co samo w sobie jest wkurwiające), którzy nie lubią tego co my. To jak teściowa, która krytykuje każde nasze danie, metody wychowawcze, ulubione programy w TV oraz podarte dżinsy. Mam odstawić tę kawę i alkohol ale na ile – na tydzień? Miesiąc? Resztę życia? To co mi po tym życiu, powiedzcie. Skoro mam zacząć lubić to, co lubi Gad, a nie to co mnie sprawia przyjemność.

images-1

Następne zalecenia mówią, iż należy kochać swoje życie takim, jakie jest. Przestać się zamartwiać, gdyż alebowiem zamartwianie się tylko karmi Gada i sprawia, że rośnie w siłę. No fajnie. Tylko to znowu tak jakby mówić: MUSISZ ZJEŚĆ BROKUŁY, BO SĄ ZDROWE I LEPSZE NIŻ CZIPSY, KTÓRE UWIELBIASZ. Każdy mówi: musisz zjeść te brokuły, musisz odstawić czipsy, ale nikt już nie powie JAK. Nikt nie opisze procesu. Nie stworzy manuala: ugotuj te brokuły, pokrój je nożem na kawałki, nabij kawałek na widelec, dodaj kawałek kotlecika albo ziemniaczka, polej sosikiem i zjedz. Zrób sobie do nich tartą bułeczkę usmażoną na masełku. Przecież, na boga, nikt ci nie każe żreć tego brokuła żywcem, bez ugotowania wgryzając się desperacko w jego soczystą zieleń. Ale tak właśnie brzmią dla mnie ogólnodostępne rady: przestań się zamartwiać bo nic nie zmienisz, nie myśl negatywnie, pokochaj swoje życie takim, jakie jest. Moje strachy to moje czipsy, są niezdrowe, ale lubię je chrupać, chrupanie paradoksalnie mnie uspokaja.

Zazdroszczę ludziom, którzy twierdzą, że kochają życie i nauczyli się oswajać swoje lęki poprzez ich akceptację. Ja nie umiem. Mnie życie przeraża. Dorastanie moich córek mnie przeraża. Dziecko się rodzi, człowiek jest przerażony, że je upuści na kafelki albo niechcący powykręca mu rączki i nóżki. Kafelki to pikuś, uwierzcie mi. Im dziewczyny są starsze, tym jest gorzej. Poza poradą aby oswoić swoje strachy, kochać życie, nie przejmować się wszystkim, nie ma tak naprawdę nic konstruktywnego. Jest CO, ale bez JAK. Żyj chwilą. Jak, na boga? Mam kasę odłożoną na nowy samochód wydać na wycieczkę na Malediwy? Przecież dokładnie tak bym postąpiła, gdybym miało nie być jutra. Ale jutro się obudzę (bardzo optymistycznie tak zakładam, mimo że zdrowy jak ryba sąsiad się nie obudził – gadałam z jego rodziną) i nadal będę potrzebowała nowego samochodu. Albo nowej pralki. Zmywarki. Czegokolwiek. Co szkoła na to, że nagle pojechaliśmy z dnia na dzień w pizdu na Malediwy? Co na to mój pracodawca? Hm?

Rzuć nudną pracę, która cię dołuje i uczyń hobby swoją pracą. Fajnie, ale co z kredytem? Czy bank poczeka aż: a) znajdę przynoszące dochód hobby b) rozwinę to hobby do poziomu, w którym zastąpi mi dzisiejszy miesięczny, regularny dochód? Czy bank w miesiącach, które dochodu przynosić nie będą, zgodzi się umarzać miesięczne raty? Bo jak nie, to wątpię aby taka zmiana przyniosła oczekiwane efekty. Aby uśpiła Gada. Łatwo jest gadać i doradzać. Łatwo jest rzucać ogólnikami, jakby się żyło w bańce, bez żadnych zobowiązań. Ze wszystkich o kant dupy porad najlepsza jest chyba ta, żeby sobie odpuścić. Boisz się? Hej, patrz, ja też. Wszystkiego. Że dzieci mi zachorują, a mąż nagle umrze (sąsiad był zdrowy, przypominam).  Że ktoś ich skrzywdzi. Że zabraknie nam w jakimś kluczowym momencie pieniędzy. Że stracimy mieszkanie. Pracę. Że któregoś dnia się obudzę i żadnej zmarszczki nie będzie się dało w żadne sposób ukryć. Jedyne co przynosi ulgę to wyrzucanie tego na zewnątrz. Słuchanie, że ktoś inny też tak ma. Że też się boi, ale udaje dzielnego. Że moje lęki nie są wydumane i z dupy. Może nie kocham jakoś przesadnie życia, bo mnie przeraża, ale lubię, naprawdę lubię samą siebie. Z Gadem i bez Gada. Taka jestem. Nie radzę sobie, ale chcę dalej próbować. I chcę się napić kawy albo wina bez wyrzutów sumienia.

Więc jakby co, to pamiętaj – nie jesteś sama ❤

25 myśli w temacie “Gad

  1. Ja nie na temat, ale muszę to napisać. Od rana dziś na zakładzie siedzę i czytam Twojego blogaska zamiast przerzucać sterty papierów. Znaczy – nie pracuję. Ale relaksuję się i wzruszam, i zastanawiam itd.
    Pamiętam, jak daaaawno temu na moim blogasku napisałaś mi jeden komentarz pod notką o tym, że mam dużo płyt, filmów, ale wszystko takie rozpierdolone i nie widać ile tego mam, a że u innych jak jest 5 płyt to już mam wrażenie, że ojej ależ mają dużo i fajniej niż ja. I Ty napisałaś wtedy cytuje: „welcome in my world”. Na pewno nie pamiętasz, nie ważne. Ja pamiętam i zrobiło mi się jakoś tak fajnie. Jezu jaki bez sensu komentarz.

    Polubione przez 1 osoba

    1. I tak i nie. Sa inne zagrożenia. Zaczynasz myslec o tym jak dzieci poukładaja sobie swoje życie. Z drugiej strony robią sie bardziej odpowiedzialne, przestają robić głupoty. Ze względu na gada ja sie boje z definicji bardziej.

      Polubienie

  2. Po przeczytaniu Twojego wpisu to w sumie, jest mi LEPIEJ! 😘
    Małe i większe strachy na pewno zostaną ale teraz zrobiło mi się tak pozytywnie na myśl, że na pewno nie jestem w tym sama, że nie tylko ja się boję. Niby to się wie ALE…
    A boję się, czasami bardzo, tylko o tym nie mówię.

    Polubienie

  3. Sistermoon – czytam Cie « cale zycie » (zaczelam w 2004, w tym roku bede miala 31 lat) i ciagle sie w Tobie i w tym co piszesz odnajduje. Ja tez tak mam ze kazda perturbacja i niemoc kontrolowania wywoluje u mnie mega napiecie i stres i leki. A mimo to podejmuje ryzyko w zyciu, od 2009 mieszkam we Francji, jakos sobie radze tzn. utrzymalam sie przy zyciu :D, przetrwalam kilka zlaman serca, dzisiaj jestem w fajnym i przyszlosciowym zwiazku. Wszystko w koncu dobrze sie uklada. I ja boje sie ze i tak sie zjebie. Bo nie moze byc za dlugo « po prostu dobrze ». Ze moj chlopak zmieni zdanie (choc planujemy wspolne mieszkanie) albo ze kiedys przedwczesnie umrze… bo ma za duzo triglicerydow i za duzo pracuje 😀 naprawde mam takie mysli. Co mnie we mnie dobija to rowniez to ze wiekszosc problemow traktuje jakby to bylo juz na cale zycie. A zycie mi regularnie pokazuje ze tak nie jest. Ze wszystko sie zmienia. Poprawia. Ze mozna sie wyleczyc czy przetrwac trudne okresy po ktorych przychodzi lepsze. Np. od nastoletnosci walczylam z problemami zoladka, zgagi, bole, przepuklina. Gastrolodzy ladowali we mnie leki i kazali nie stresowac i zmienic diete. I ze tak juz ma byc. Bylam zdetrminowana i sama znalazlam informacje oraz chirurga, ktory powiedzial, ze wcale tak nie musi byc juz zawsze… operacja oraz swiadomosc, ze jednak « jakos ukladam swoje zycie » pomogly. Po 15 latach wyleczylam sie ze wszystkich problemow zoladkowych i moge w koncu pic w duzych ilosciach kawe i winko 😉
    Teraz mam problemy ze snem bo « za duzo sie dzieje » i ciagle zycie wypycha mnie z mojej strefy komfortu. Reisefieber nieustanne 🙂 ale chyba tak jak piszesz – trzeba oswoic Gada, sa dni gorsze a potem sa lepsze, brac « gada z rogi » i po prostu cieszyc sie fajnymi i dobrymi chwilami w zyciu. Bowiem juz dawno uznalam ze nie mozna « byc szczesliwym ». Szczesliwym sie bywa. A na codzien po prostu sie jest. Cheers!
    Naprawde Cie lubie 🙂

    Polubienie

    1. Dziekuje Ci 🙂 dokladnie jest tak jak mowisz, dzis martwie sie o to co bedzie za 5 lat. Chociaz z tym idzie mi juz coraz lepiej – tyle razy wszystko sie zmienialo, tyle zmian teoretycznie na gorsze okazalo sie dobrymi…. wiem ze kazdej zmianie jakos tam sprostam i faktycznie – tak jak piszesz – przez prawie pol wieku utrzymalam sie przy zyciu 😀 pozdrawiam serdecznie :***

      Polubienie

  4. Mój GAD lubi mleko, soję, jabłka i zieloną herbatę. Kiedy unikam tych produktów jestem innym człowiekiem. Dziwne ale u mnie tak jest. Jak wraca GAD to porwasze pytanie to co znowu zeżarłam. Może spróbuj poobserwować dietę, może coś zauważysz 🙂

    Polubienie

  5. „potrafi przewidzieć negatywne skutki absolutnie wszystkiego oraz ma kilka Oskarów w kategorii najbardziej absurdalny scenariusz (oryginalny i adaptowany).” Haj fajw, siostro!

    I pewnie, że nie jestem(ś) sama. Osobiście preferuję natomiast w miarę możliwości wypierać. Bo gdybym nie wypierała, to już chyba dawno musiałabym zwariować 😉 Wiadomo, czasem się udaje lepiej, czasem gorzej; czasem znikąd zaleję się łzami (bo np. wyobrazi mi się, jak dziecko, którego jeszcze nawet nie mam i nie wiem, czy kiedykolwiek będę miała, ginie na różne sposoby – albo, nieprawdaż, śmierć moja własna, świat o mnie zapomina błyskawicznie i w szczęściu i beztrosce żyje dalej… itd. itp.) – ale coraz częściej jestem szczęśliwa jak fretka (czego jeszcze dekadę temu wcale bym nie przypuszczała). I czego i Tobie życzę 🙂

    Polubienie

  6. No wiec ja sobie mowie, ze jak sie zamartwie na zapas, to zaplace z gory.
    Bo jak sie wszystko spierdoli to sie bede musiala wtedy splacac dlug stresu.
    Wiec wole troche na zapas. Takie przekupstwo troche stosuje.

    Polubienie

  7. Pingback: Przegląd tygodnia
  8. Pingback: Błonnik
  9. Pingback: Powrót
  10. Pingback: Koniec roku
  11. Pingback: Barszcz z granatu
  12. Pingback: Część 1

Dodaj komentarz