Byle do wiosny

Pamiętacie jak miałam dużo energii w listopadzie i grudniu i jak chciałam skakać i śpiewać?

No, to możecie odetchnąć – przeszło mi. Odechciało mi się śpiewać, zamiast skakać zwisam w pracy z krzesła, w domu z sofy i naprawdę, teraz już NAPRAWDĘ winię Lewandowskiego, bo co on nie gra, to ja mam zapaść.

Bayern będzie mi musiał odszkodowanie wypłacać za te tygodnie bez meczów, w trakcie których mam ataki paniki i mój nastrój pikuje ostro w dół, niczym tupolew w smoleńsku.

O, a pamiętacie jak się nie przejmowałam urodzinami i że ochochocho nigdy nie będę już młodsza, let’s celebrate. To już nie mówmy o tym, dobra, bo mi słabo. Dopiero kończyłam 40. naprawdę przedwczoraj to było, pamiętam i tort i prezenty, a tu już prawie półmetek do 50. Znowu się boję że umrę, znowu wszystkiego się boję. Ale ok, już wiem, że tak musi być. Przeczytałam książkę Svena Hannawalda (to ten co się obrażał jak polscy kibice rzucali w niego śnieżkami w trakcie skoków – sto lat temu – w Zakopanem) i Sven w swojej książce mądrze rzekł, że wszystko ma swoją cenę. Wszystko ma swoją przyczynę. Wszystko w życiu jakoś się BILANSUJE. Więc się zbilansowało, po prostu.

Oraz wiem co jeszcze mnie dobiło. Obejrzałam w święta całe Sex and The City. Masakra. W Sylwestra oglądałam sobie beztrosko sezon 4, po czym irlandzka TV, po północy, wyemitowała film „New Year’s Eve”. Występującą w nim Sare Jessice Parker poznałam po głosie. PO GŁOSIE. A przecież patrzyłam na nią przez kilka minionych dni non stop. Potem wyszukałam sobie na instagramie Carrie, Samanthe, Mirande i Charlotte i humor mi się bynajmniej nie poprawił.

Czy tylko mnie tak to przygnębia? Że czas tak zapierdala? On nie mija, nie upływa, nie przecieka przez palce, nie nie, on zapierdala. Patrzy na zegarek, uświadamia sobie jak jest późno i jeszcze przyspiesza. I czy np taka Sarah Jessica Parker nie wpada w depresję, jak patrzy na siebie w początkach SATC? A przecież pamiętam jak oglądałam na bieżąco wszystkie sezony. Wczoraj oglądałam. Jak przyjechałam do Irlandii to akurat premierę miał ostatni sezon, z Barysznikowem. A teraz co. Jest 17 lat później. Czyli pojutrze będzie znowu dekadę później i nawet widok prawie 70-letniej Carrie mi wtedy nie pomoże.

Unknown-3

Co jeszcze. Postanowień noworocznych nie mam, bo nie przesadzajmy. Mogłabym chcieć schudnąć, ale po co. Mam za to vision board, ustawiony jako tapetę w ipadzie. Na vision boardzie mam głównie Kamila Stocha z kolejnymi medalami olimpijskimi i polską reprezentację na Mistrzostwach Świata. O, mam jeszcze jedno. Kupione bilety do Portugalii. Oraz szczerą nadzieję, że jak w tym roku tam polecimy, to nie będę musiała znów oglądać cholernych ręczników z Cristiano Ronaldo całującym puchar.

Dzień niby jest dłuższy ale nie jest. Całodzienny zasób energii zużywam między 5:25 a 6:50. O 6:54 wsiadam do pociągu i regeneruję się dosłownie na kwadrans. O 7:30 wysiadam i czuję się jakby była 22:45. Zwłaszcza, że jest tak samo ciemno.

Wczoraj na przykład słońce nie wzeszło w ogóle. O 12:00 wciąż było ciemno jak w dupie.

Choinkę rozebraliśmy, a ja mam wrażenie, że stała dwa dni, nie dwa tygodnie. Dopiero się przyzwyczaiłam do jej mrugania, a tu wróciłam do domu i jej nie było. Tyle wszystkiego, że Tesco wyłożyło na półki wielkanocne jajka, a spod ziemi zaczęły się wychylać tulipany. Byle do wiosny.

5 myśli w temacie “Byle do wiosny

  1. Mi też ten czas zapie…..
    Nie dawno miałam półtora roku do śłubu teraz zostały 2 miesiące.
    Nie dawno biegałam za prezentami mikołajkowymi, a teraz szukam tych od Zajączka.
    Nie dawno schowałam ozdoby bozonarodzeniowe, a już mogę kupić te wielkanocne.
    Ku…. gdzie ten czas się spieszy?!

    Zapraszam do siebie https://jednamalamysl.wordpress.com/

    Polubienie

Dodaj komentarz