Strefa rażenia żurawia

Lubię pisać między innymi dlatego, że zapisanie określonej myśli powoduje, że zaczynam patrzeć na nią inaczej. Opisany lęk nie straszy już tak bardzo na ekranie komputera, jak przerażał w głowie, genialne pomysły na papierze nabierają realizmu, a przypadkowe i rzucone luźno stwierdzenia okazują się trafniejsze, niż się wydawały, gdy były tylko nieuchwytną ideą. Zatem dopiero jak przeczytałam na spokojnie poprzednią notkę (a do tych opublikowanych wracam bardzo rzadko) to oświeciło mnie, że znów robię to samo. I znów, za 20 lat, obejrzę się wstecz i pomyślę, że o co mi chodzi, przecież wszystko idzie świetnie. Znów będę się chciała klepać po ramieniu i pocieszać. Po co. Nie mogę się poklepać tu i teraz?

Minione tygodnie uświadomiły mi ponadto, że mój organizm komunikuje się ze mną non stop, a jego strajk niekoniecznie jest zaproszeniem do klubu seniora lub kiepsko zawoalowaną zachętą do przeglądu ofert firm pogrzebowych, ale apelem, smsem, snapchatem z informacją BŁĄD SYSTEMU. Co najlepiej działa na błąd systemu? Wylogowanie, restart, albo w ogóle wyłączenie całego tego gówna w cholerę i pójście na spacer. Proste. Czym skutkuje ignorowanie komunikatów? Zawieszeniem całego ustrojstwa, płaczem i zgrzytaniem zębów.

Wiec restartuję wszystko. Tabletki od lekarza wywaliłam, bo skutki uboczne były gorsze od uzyskiwanych korzyści. Gluten, może to gluten no. Może węglowodany. Alkohol. Kawa. Przestawiłam się na Guinnessa i masz: „PIWO TO CHLEB W PŁYNIE”* Ja prdle. Najlepiej po prostu obłożę się jarmużem i tak obłożona będę ćwiczyć przysiady, żeby mieć jędrne pośladki. Potem założę grupę na fejsie: „Jędrne pośladki po 40-stce” i będę postować zdjęcia przed i po.

Dieta 16/8 (8h jedzenia i 16h postu) poszła w odstawkę bo nie jest to dieta dobra dla osób, które zrywają się o świcie, jak jebane skowronki. Jak ktoś wstaje o 9 to se może doczekać do tego lunchu bez jedzenia, ja nie. To chleb wywalę, dobra. Ale co z domową pizzą? Co z drożdżóweczkami prosto z piekarniczka. Bułeczkami cynamonowymi. Naprawdę nie umiem udawać, że baza do pizzy z kalafiora jest tak samo dobra jak świeże ciasto. No nie jest. Albo brownie z fasoli. Może z cebuli? Bliźniaczki mają urodziny za 2 tyg to zrobię im tort z buraka. Zobaczymy co powiedzą.

10731152_351622065006286_1398667670045248276_n

Tęsknie poza tym za babskimi plotkami. Kiedyś z psiapsiółkami gadałyśmy o wszystkim, godzinami. Na żywo i przez telefon stacjonarny (komórek nie było, a potem były ale minuta rozmowy kosztowała trzy średnie pensje krajowe). Poza tym, że gadałyśmy to pisałyśmy do siebie listy (kilka stron A4), które co kilka dni wymieniałyśmy między sobą na uczelni (internet był w powijakach a na zajęciach z informatyki uczono nas DOS-a). Jeśli czegoś mi najbardziej w życiu brakuje to właśnie tych kobiecych interakcji. Nie wymiany informacji o dzieciach (kogo to obchodzi), nie ogólników z cyklu co robisz w weekend, co ugotowałaś, daj przepis na muffiny (KOGO TO OBCHODZI). Brakuje mi dogłębnych, wielogodzinnych, całonocnych rozmów o życiu, o facetach, o przyjaźni i miłości, o tym jak się czujemy, co czujemy, co myślimy, co nam się wydaje że myślimy albo co nie myślimy. Bez tych rozmów czuję się samotna i pusta w środku. Oraz mam poczucie, że nikt mnie nie rozumie. Ok, mąż mnie trochę rozumie, ale nie jest kobietą. Z siostrą na przykład siedziałyśmy całymi weekendami i czytałyśmy gazety (ja) albo oglądałyśmy „Pełną chatę” (siostra). Albo grałyśmy w Prince of Persia, gdzie Prince of Persia ubrany był w białą piżamę i zasuwał po sinych lochach, a nie wyglądał jak wyniuniany model z wybiegu Calvina Klein’a. Jeszcze kolekcjonowałyśmy tabliczki „Strefa rażenia żurawia”, chodziłyśmy nocą po supermarketach i (również nocą) siedziałyśmy w aucie pod siedzibą poznańskiego radia RMI, co by jednego takiego pana prezentera zobaczyć, jak skończy dyżur i wyjdzie. O koncertach w Eskulapie i innych radiowych prezenterach nie wspominając. I wszystko wtedy było super ważne, a każde wydarzenie należało analizować wielokrotnie, rozkładając na czynniki pierwsze, z detalami i opisami przyrody.

Co z tego że dziś mamy FB, darmowe minuty i skypa. To nie to samo. Ile czasu musiałoby minąć żebym mogła komuś opowiedzieć o sobie tyle, ile wiedzą o mnie moje przyjaciółki. Komu – w dzisiejszych czasach – chciałoby się tyle słuchać. I kiedy, skoro w poniedziałek trening, we wtorek wywiadówka, w środę kurs szydełkowania i robienia pasty twarogowej, a weekend marzę tylko o tym, żeby nie musieć się do nikogo odzywać.

Więcej zmartwień, drogi pamiętniczku, nie mam. Bundesliga rusza za 5 tygodni, reprezentacja startuje za 7. Słabe to lato naprawdę, ale uczciwie przyznaję, że ciężko sama na to zapracowałam.

*PM gdy mu opowiedziałam wszystkie te sensacyjne doniesienia stwierdził, że wszyscy nas oszukują. I tak jak ogólnie nie mam manii prześladowczej a teorie spiskowe doprowadzają mnie do szału, tak tutaj musze się zgodzić. Dochodzi do tego, że nie wierzę już w nic, co czytam.

4 myśli w temacie “Strefa rażenia żurawia

  1. Latem jest F1. Co prawda bez Kubicy, ale jednak. Lato jakoś przeleci, a potem zaraz listopad i skoki.
    Też miałam takiego prezentera, którego śledziłam…! Mieszkał w bloku obok, i najpierw słuchałam audycji, a później czekałam, aż taksówka podjedzie pod jego klatkę. Kiedyś zadzwoniłam i widziałam 40 minut na telefonie, głucha na subtelne aluzje typu kończą mi się płyty :))). Teraz zrobiłabym to samo! 😂
    uściski
    novembre

    Polubienie

Dodaj komentarz