Hotel

Miałam kiedyś świetny pomysł na biznes. Chciałam otworzyć sieć hoteli gdzie kobiety mogłyby przychodzić, gdy im smutno i źle – wypłakać się, napić wina, zjeść lody, obejrzeć kilka odcinków „Sex and the City”, uciąć drzemkę. Pobyt trwałby od kilku godzin do doby, a przy meldowaniu się w recepcji kobietom odbierano by telefony, żeby nikt nie gnębił ich idiotycznymi pytaniam z cyklu „Gdzie jesteś”, „Co na obiad” i „O której wrócisz”.

Bo nie ma tak naprawdę miejsca, gdzie kobieta mogłaby sobie spokojnie i bez stresu popłakać. Gdzie? W domu przy garach? W autobusie do pracy? Na zakładzie za biurkiem? W warzywniaku? Wszędzie niby można, ale spotyka się to z histeryczną reakcją zdezorientowanego otoczenia i serią zniesmaczonych pytań i porad z cyklu: „Dlaczego znowu płaczesz”, „Ale o co ci chodzi”, „Inni mają gorzej”, „Dzieci w Afryce głodują”, „Ciesz się z tego co masz” itd.

Zauważyliście,że kobiety też maja swój coming out? Ten pierwszy raz, gdy przyznają się, że nie są fankami macierzyństwa i wcale aż tak bardzo nie lubią dzieci? Najpierw ta myśl kiełkuje im w głowie – zmęczonej wielogodzinnym wyciem niemowlaka albo histerią jaką ich słodki dwulatek odstawił w Tesco – ale zakopują ją bez zastanowienia pod stertą innych myśli i przyklepują obawą, że właśnie zbluźniły i na pewno spotka je za to straszna kara. Potem – zazwyczaj po alkoholu – przyznają się do tego szeptem najlepszej przyjaciółce, ale następnego dnia udają, ze nic takiego nie powiedziały i że przyjaciółka – jeśli to wciąż pamięta – naprawdę powinna przestać tyle pić. W końcu ośmielają się powiedzieć to głośno – albo do siebie przed lustrem, albo nie daj boże na internetowym forum, gdzie zostaną zlinczowane, poddane wiwisekcji i utwierdzone w przekonaniu, że są potworami i nie nadają się na matki. Więcej się już nie wychylą.

Nie lubię dzieci. Nie i już. Tak jak nie lubię pająków i krokodyli. Cudzych nie lubiłam nigdy i największy głodny kawałek jaki mi w życiu zasunięto to ten, że jak urodzę swoje to polubię wszystkie. Nope. Never happened. Nie dość, że nie polubiłam, to na pewnym etapie życia nieszczególnie przepadałam za swoimi i dość długi odcinek macierzyństwa, musiałam po prostu przeczekać z zaciśniętymi zębami. Potem dzieci podrosły i problem w zasadzie przestał istnieć. Nadal oczywiście mnie wkurwiają, ale na tej samej zasadzie na jakiej wkurwia mnie mąż, szef, opóźniony pociąg do pracy albo brak transmisji meczu z Lewym.

I wtedy pomyślałam sobie, że to skandal. Społeczeństwo zmusza kobiety do zakładania maski matki Polki i noszenia jej z godnością 24h na dobę. Nie ma, NIE MA miejsca gdzie kobieta mogłaby wrzasnąć KURWA! i nie musieć się po sekundzie tłumaczyć, że dlaczego tak brzydko krzyczy i że przecież dzieci usłyszą. Co mamy na miłość boską krzyczeć, gdy poziom frustracji sięga zenitu i wzrokiem szukamy najbliższego okna żeby przez nie wyskoczyć? Ojejku? Czy może „motyla noga”?

Nie ma miejsca gdzie matki mogłyby powiedzieć, że maja dość swoich dzieci, że są zmęczone, rozczarowane, pozostawione same sobie, gdzie mogłyby wypłakać strach swój strach i obawę o przyszłość bądź lęk przed tym, że ich własne życie już się skończyło i jedyne co je czeka to menopauza, zmarszczki, szklany sufit i strefa cienia. Gdzie przyznanie się do tego nie byłoby odbierane jako słabość i porażka, ale jako AKT ODWAGI. Tak nas wychowały matki, tak my wychowujemy nasze córki. Po co to roztrząsać, taki los kobiety, mnie też nikt nie pomagał.

A ja protestuję i się nie zgadzam. Nie mam skłonności do poświęceń, nie pasuje mi odgrywanie męczennicy i moje własne dobre samopoczucie liczy się dla mnie bardziej, niż dobre samopoczucie otoczenia.

Wiec może dajmy sobie prawo do słabości i stwórzmy sobie grupę wsparcia bez samosądu gdzie – zamiast układać się na stosach – będziemy podawać sobie pomocną dłoń i gdzie każdy będzie wiedział, że porada typu „jak twoja niunia cię zirytuje to wyjdź z pokoju i policz do 10” jest tak samo celna jak „wyemigruj do Wenezueli i wystartuj w konkursie na lokalną miss”

Kocham swoje dzieci nad życie, nadały sens wszystkiemu, WSZYSTKIEMU co robię, ale chce mieć prawo czasem głośno powiedzieć, że mam ich dość. Chcę móc przyznać się do rodzicielskich upadków i nie wysłuchiwać w odwecie listy tego co musiałam zrobić źle. Mnóstwo rzeczy zrobiłam źle, ale roztrząsanie tego nic już nie zmieni. Nie chcę wdawać się w dyskusje z matkami „JA ZAWSZE” oraz „JA NIGDY” bo już im nie wierzę. Jestem mądrzejsza o dwie kompletnie różne ciąże i dwa kompletnie różne sorty dzieci. Depresję i euforię poporodową. Ani w pierwszym przypadku nic nie było moją winą, ani w drugim – zasługą.

Dlatego następnym razem gdy w centrum handlowym zobaczycie matkę, której dziecko wyje i rzuca się po podłodze, nie gapicie się na nią, nie oddychajcie z ulgą że to nie wasze, tylko idźcie jej kupić kawę na wynos i powiedzcie, że będzie lepiej.

Bo będzie.
Zawsze w końcu jest.
Jeśli nie jest, to znaczy, że to jeszcze nie koniec.

23 myśli w temacie “Hotel

  1. Ależ potrzebowałam taką notkę przeczytać. Czuję się identycznie i mimo że od dawna wiem, że nie jestem jedyną, która tak ma (choć fakt, prawie żadna o tym wprost nie powie, ja już mówię, choć czuje, że te bezdzietne zwłaszcza koleżanki, mi nie dowierzaja :)) to zawsze „raźniej” poczytać to samo u innych. Anyway, dzięki!

    Polubienie

  2. W swieta „odwazylam sie” na taki coming out. Moja mama zapytala nas czy wiemy ze ten czas teraz to najlepsze co nas moglo w zyciu spotkac. Powiedzial ze wcale tak nie czuje. Jestem zmeczona, sfrustrowana, samotna, wciaz cos ktos ode mnie chce, ma pretensje, wymagania, zadania, nie mam czasu na to by dbac o siebie i zwiazek…. Jesli to ma byc najlepszy czas to juz sie boje jaki bedzie ten gorszy. I nie ma to nic wspolnego z faktem , ze kocham moje dzieci i ciesze sie ze sa. Mama… no coz. Chyba tego nie przyjela…

    Polubienie

  3. Zaczęłam czytać Twój blog wczoraj i przepadłam… Pragnę przeczytać WSZYSTKO co do tej pory napisałaś, od 2005 roku, ale nie mogę znaleźć w necie, może źle szukam, proszę napisz gdzie szukać:):) Jesteś wspaniała!

    Polubienie

  4. Naprawdę nie mogę uwierzyć, że zrezygnowałaś z pomysłu na sieć tych hoteli. Klientek by nie brakowalo 🙂

    I cieszę się, że jesteś. Czytałam Cię (kto zresztą nie czytał 🙂
    A te notki nowe, takie soczyste, długie! Jak kiedyś dawno temu. Bo pamietam jak bylo.

    Polubienie

  5. A ja jako matka specjalna którą i owszem, co rusz wqrwia jej ukochane specjalne dziecko, oraz reprezentantka jej podobnych ( które również do wkurwu, zniechęcenia oraz chęci ucieczki z (GŁOŚNYM) krzykiem mało komu się przyznają) podbijam stawkę oraz bezczelnie już teraz proszę o upust – na wypadek gdybyś jednak powróciła do pomysłu z hotelem. A najlepiej od razu klubową kartę stałego klienta.
    Oraz jestem dziko szczęśliwa mogąc Cię znowu czytać :))

    Polubienie

  6. Sis, nie pamiętam, jak słowo daję, kiedy mnie ostatnio coś tak ucieszyło, jak Twój powrót!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Nawet nie wiesz!!!!!! Ja Cię nie znam, Ty mnie nie znasz, (ja się nie znam?), a przez te wszystkie lata myślałam o Tobie jak o kimś bliskim. No naprawdę, ale szczęście! Tylko teraz już nie uciekaj!

    Polubienie

  7. Za biureczkiem, zamiast klikać, czytam i robię kolejny rachunek sumienia. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że piszesz, że nazywasz, to wszystko, co siedzi w głowie nie jednej z matek. Mnie siedzi. Już przeszłam kilka etapów, już nazywam wiele, mówię, przyznaję się sama przez sobą.
    Heh, a ostatnio, jak forsowałam pomysł zrobienia czegoś dla siebie, to usłyszałam: teraz to już nie ma ciebie i twojego życia, twój czas się skończył, teraz tylko dzieci. Zabawne.
    No i co, że się uparłam, że robię to coś, jak ciągle mam wyrzut sumienia, za każdym razem jak wychodzę.
    W ogóle, ja to już nie wiem jak się podpisywać… 😀 tyle tego było
    lisianora

    Polubienie

  8. Uwielbiałam i nadal uwielbiam 😃 cieszę się , że wróciłaś, pamiętam jak połknęłam bloga na nocnym dyżurze w mojej byłej korporacji, to było w innym zupełnie życiu, ale od razu poczułam, że jesteś mądrą babką 🙂

    Polubienie

  9. Świetnie, fajnie, bosko. Chcę mieć rodzinę dzieci wiem czym to pachnie. Szczerze mówiąc czytając nie tylko twój wpis to utwierdzam się że chce być chpd. Serio. Bla bla bla dziecko- największe szczęście. Jeśli będzie mi dane i nawet chciane – bo dyktuja mną te hormony przed 30 tka i już nacisk rodziców którzy są daleko a ja ledwo 2k oszczędności mam tak czy siak i wiem że to pójdzie na pieluchy i inne. Nie wiem jak to inne robią. Serio… Nie mogę se kupić Ps4 a dziecko? Wtf? Gdzie te matki co mają na wszystko? Powiedzcie jak? Finansowo. To mnie nurtuje

    Polubienie

  10. Pingback: Liść babki
  11. Powiem tylko tyle – dziękuję za ten wpis. Tyle się od nas wymaga. Mamy być wiecznie kur… uśmiechnięte, usłużne, gotowe do powstania w ciągu 2 sekund. Spróbuj powiedzieć, że nie widzisz się (teraz) w macierzyństwie albo że bardzo chcesz, ale się zwyczajnie boisz. OMATKOICÓRKO. Pozdro z Poznania 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz